czwartek, 7 czerwca 2012

(Harry Potter) Re-edukacja 2


- Panie profesorze, tędy – prowadzący mnie po Hogwarcie prefekt był zdenerwowany, głos mu się trochę łamał. No wiadomo, nie zawsze pewnie miał okazję oprowadzać po swojej szkole gości z zagranicy. Przyjechałem tutaj wczoraj, ale byłem na miejscu wieczorem, więc dopiero dziś wysłano chłopaka, który miał mnie oprowadzić. To była moja pierwsza wizyta na wyspach. Od kiedy nasza szkoła magii i Hogwart zaczęły ze sobą współpracować, co roku wysyłano jednego pracownika każdej ze szkół do drugiej. Miał spędzić tam kilka dni, poznać lepiej nauczycieli, uczniów i zwyczaje. Oczywiście, wymieniano też uczniów, ale co oni tam mogli wiedzieć.

Tym razem naszego przedstawiciela, czyli mnie, gościł dom Slytherinu. Miałem fuksa. Rok temu mojego znajomka przyjmował Gryfindor. Facet opowiadał, co to za żałosne złamasy, na każdym kroku pierdolący o honorze, prawdzie, uczciwości i takich tam farmazonach. Normalnie nie mógł tego wytrzymać i jak wrócił, to mówił, że jedyni konkretni ludzie są w Slytherinie. Miałem więc szczęście, że właśnie tutaj trafiłem. Ten prefekt tylko zachowywał się jakoś tak nerwowo. Czy to tylko była trema?
- Proszę – otworzył mi drzwi do jednej z sal i zaprosił do środka. Wszedłem tam. Była to prawie pusta komnata, w której stało tylko krzesło, stół a w kącie duże, eleganckie łóżko. Na stoliku stały kieliszki i butelka wina.
- Proszę usiąść – powiedział prefekt i otworzył butelkę, nalewając mi wina. Nie wiedziałem, o co chodziło, ale byłem gościem, więc postanowiłem, że nie będę sprawiał gospodarzom kłopotów. Wyczuwałem magię, ta komnata była chyba jedną z tych, które utrzymuje się dzięki czarom, których nikt nieproszony nie widzi. Co oni wymyślili?
Po chwili drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszło kilka osób. Poznałem pierwszego, był jednym z nauczycieli, chyba tym od czarnej magii. Witał mnie wczoraj. Niski, rudy, miał na sobie zwyczajną togę szkolną z symbolem węża na ramieniu. Obok niego było jeszcze dwóch innych w podobnych ubraniach. Między nimi stała kobieta o rudych, kręconych włosach, w okularach. Miała na sobie taką samą togę jak oni, tylko z symbolem Gryfa na ramieniu. Czy ona była z Gryfindoru? Ale po co tu przyszła? Po ją przyprowadzali?

- Jeszcze raz serdecznie witam naszego drogiego gościa – podszedł ten od czarnej magii i podał mi rękę. Wstałem i przywitałem się. Jak on się nazywał? Nie mogłem sobie przypomnieć. Na szczęście nie musiałem, bo on sam przedstawił mi dwójkę swoich kumpli – Glitcha, mistrza ziół i Ayarharta, jednego z sekretarzy szkoły. Kobieta, która stała obok nich nie odzywała się. Tamci kazali prefektowi spadać. Zostaliśmy sami.
- Żeby pokazać, jak bardzo cieszymy się z tej wizyty – mówił ten od czarnej magii – Przygotowaliśmy dla pana specjalną niespodziankę. To ona – ręką wskazał kobietę.
- Dzień dobry – ukłoniła się nisko – Nazywam się Hermiona Granger, jestem nauczycielką eliksirów i… i…
- No, dalej – szturchnął ją Glitch.
- I… szlamiastą dziwką Slytherinu. Będę szczęśliwa, jeśli będę mogła spełnić każde pana życzenie.

Kiedy to powiedziała, zsunęła swoją togę. Otworzyłem szeroko oczy. Miała na sobie ciasny, błękitny strój, który składał się z bardzo krótkiej spódniczki i topu z dużym dekoltem, pod którym widać było bardzo dobrze duże, pełne piersi. Krótki, żółto czerwony krawcik kończył się tam, gdzie dekolt. Oprócz tego miała biały kołnierzyk i krótką pelerynę. Na piersi miała znak Gryfindoru, po środku którego widać było sterczący pod materiałem sutek. Czy jednak może mój kumpel nie miał racji w tematcie Gryfindoru? Ta łasia nie pasowała do jego opisów. Sam mówił, że panienki z Gryfindoru były takie grzeczne, że po ósmej chodziły spać, i uczennice i nauczycielki. Ta na taką nie wyglądała.

- Wyjaśnię – powiedział Ayarheart – Panna Granger od niedawna zmieniła zdanie i bardzo chętnie służy swoim ciałem wszystkim członkom Slytherinu. Rozumiem, jest pan zdziwiony. Granger, wyjaśnisz naszemu gościowi sama?
- Ja… ja zawsze byłam napaloną dziwką, ale w Gryfindorze… tam… nie było nigdy… prawdziwych mężczyzn. Dlatego w Slytherinie… ale nie mogłam być przyjęta, bo jestem tylko… brudną szlamą… więc zostałam dziw… dziwką Slythierinu.
- Panna Granger co tydzień przychodzi do tego pokoju i cały dzień i noc jest do dyspozycji wszystkich dorosłych członków naszego domu. Jednak dzisiaj jest wyjatkowa okazja, bo mamy szanownego gościa jak pan. Dlatego dzisiaj ona będzie służyć tylko panu.

Uśmiechnąłem się. Tak, już lubiłem Slytherin. Widać było, że ta kobieta została do tego w jakiś sposób zmuszona. Ale nie obchodziło mnie w jaki sposób, to już ich sprawy. Mnie obchodziło to, że była tutaj i była naprawdę konkretną laską. No i była dla mnie.
- Dziękuję, doceniam ten podarunek.
- Więc zostawiamy pana z nią samych – powiedział ich szef, którego imienia dalej nie pamiętałem. Wyszli. Siadłem na fotelu i nalałem sobie wina. Było dobre, musiało być bardzo stare.
- Lubisz nazywać siebie dziwką, co? – spytałem tą tam stojąca przede mną. Jak ona się nazywała? Już zapomniałem.
- Ja… tak.
- A jak się naprawdę nazywasz?
- Hermiona. Hermiona Granger.
- Wymiona? – roześmiałem się, pijąc wino – No to, Wymiono, zdejmij mi buty.

Widziałem, jak się skrzywiła, gdy przekręciłem złośliwie jej imię. Te cycki ściśnięte pod ciasną bluzką kołysały się. Ale nie za szybko. Hermiona uklękła, rozwiązała mi sznurowadła i zsunęła buty z moich stóp. Nauczycielka? Ale jaja, pomyślałem. U nas kobieta pewnie zabiłaby takich, którzy próbowaliby ją do tego zmusić.
- Rozporek – wskazałem, ale kiedy sięgnęła do niego ręką, pokręciłem głową – Ząbkami. Tak jak dziwki.
- Oczy… oczywiście. Przepraszam – zbliżyła usta do moich spodni i wzięła między zęby zamek, zsuwając go na dół. Dopiero gdy skończyła, pozwoliłem jej użyć palców, żeby wysunęła spod majtek mojego naprężonego wacka. Był już twardy od patrzenia na te cycki, które prawie wyskakiwały spod bluzki. Widziałem wczoraj, co noszą ci z Gryfindoru. Jej strój był parodią ich ubioru. Podobał mi się dużo bardziej od oryginału. Otworzyła usta, ale pokiwałem ręką.
- Poproś.
- Czy mogę… proszę, mogę wziąć do ust pańskiego pe… penisa?
- Poproś jak dziwka, która o tym marzy.
- Ja… błagam, muszę obciągnąć panu druta… proszę mi pozwolić… proszę…
- Dobrze, możesz to zrobić.

Chociaż ci ze Slytherinu mówili, że ją trenowali, to chyba się nie postarali, bo ciągle się czerwieniła, kiedy kazałem jej się odpowiednio odzywać. A może nie przejmowali się tym? A co mnie to, sam ją nauczę. Zawsze to więcej zabawy. Kładąc rękę na jej głowie, powoli głaskałem jej długie, rude włosy, podczas gdy ona otworzyła szeroko usta i objęła nimi mojego sztywnego członka. Miała duże i czerwone wargi. Były miękkie i ciepłe. Powoli wsuwała go coraz głębiej. Widać było, że ma doświadczenie, na pewno nie robiła tego pierwszy raz, chociaż pewnie nigdy tego nie lubiła. Ale nie widziałem w jej oczach obrzydzenia, gdy lizała moje jaja, jedno i drugie równie starannie.

- Bardzo dobrze, znasz się na rzeczy – pochwaliłem ją. Nie mówiąc nic skończyła i znowu wzięła go do ust, tym razem całego. Czułem, jak dotyka końcówki jej gardła, gdy poruszała rytmicznie głowę. Tak, to warte było przyjechania do tej deszczowej Anglii. Robiła laskę jak zawodowy lachociąg. Można było uwierzyć w te cotygodniowe spotkania, ciekawe, od jak dawna one trwały?
Zanurzyłem ręce w jej włosach, sztywniejąc, gdy poczułem, że wreszcie dochodzę. Wystrzeliłem wszystko do środka.
- Połknij – powiedziałem, ale ona chyba się tego domyślała. Widziałem, jak jej ciągle czerwone policzki wydymają się, a z pomiędzy warg w kącikach ust ciekną dwie cienkie, białe strużki. Połknęła wszystko, chociaż teraz już nie ukrywała niechęci.  Powoli wyjęła go z ust, starannie wylizując do czysta i wytarła dłonią wargi. Wypiłem łyk wina i przesiadłem się na łóżko

- Rozbierz się – powiedziałem – ale powoli.
Cofnęła się. Kręcąc biodrami, rozwiązała krawat i rzuciła go swobodnie na ziemię, a następnie powoli zsunęła bluzkę, pod którą nie miała stanika, przez głowę. Miała ładne piersi ze sporymi brodawkami. Przesuwając dłonie po nich, odwiązała pasek i pozwoliła spódniczce samej opaść na dół. Mając na sobie buty, majtki i pelerynkę, wygięła się w łuk, rozsuwając nogi. Odwiązała sznurki od peleryny, która spadała na ziemię. Kopnęła buty pod ścianę. Delikatnie i powoli zsuwała majtki, aż w końcu stała przede mną zupełnie naga. Widziałem w jej oczach czekanie na komplementy.
- Nie tak źle – powiedziałem krytycznym tonem. Takich nie można za bardzo chwalić, bo się robią rozpuszczone – Ale mogłaś się bardziej postarać. A teraz chodź tutaj.

Posadziłem ją na kolanach, wchodząc w jej szparkę. Była już mokra. Czyżby jednak podniecało ją to, co robiła podobno z przymusu? Ciało nie mogło kłamać, a robienie laski musiało ją pewnie nieźle podjarać. Przywarła do mnie natychmiast, nie miała w sobie żadnej niechęci. Jej duże, jędrne piersi ocierały się o moją klatkę, a usta wpiły w mój kark, całując namiętnie. Nie miałem wątpliwości, że robi to, co lubi robić. Szybko wszedłem w nią do końca, a wilgotne, ciepłe ściany jej piczki zacisnęły się na moim członku, wciągając go do środka, w nią. Głaskałem jej rude włosy i zdjąłem jej okulary. Rzucając głową, jej włosy falowały na wszystkie strony. Nie miała w sobie niczego z zastraszonej kobiety, którą tutaj przyprowadzono. Jęczała głośno i rytmicznie, poruszając się szybko na moim łonie.

Oczywiście, nie oszczędzałem jej, pieprząc ją mocnymi, głębokimi pchnięciami. Pewnie jeszcze nigdy wcześniej nikt jej tak nie brał. Jej palce wpijały się w mnie, przyciskała się do mnie najmocniej jak umiała. Była już cała spocona. Jej wewnętrzne mięśnie zaciskały się na moim członku tak mocno, jak nigdy wcześniej tego nie czułem. Może po raz pierwszy brał ją ktoś taki? Pewnie ci ze Slytherinu byli mniej żwawi. Robiłem to już z wieloma kobietami i potrafiłem wyczuć różnicę, kiedy kobieta robi coś z przymusu a kiedy dla przyjemności. Ona na pewno tego chciała.

Trzymałem ją dłońmi, moje palce zostawiały czerwone ślady na jej skórze. Nie mogła zapomnieć, kto tu rządzi. Starałem się jednak powstrzymywać jak najdłużej się dało. Nie obchodziła mnie jej przyjemność, ale niech zobaczy, jak to robią mężczyźni z kontynentu a nie ci wyspiarscy flegmiarze, którzy pewnie byli mistrzami falstartów. Słyszałem jej głośne jęki, wiedziałem, że jest już blisko szczytowania. Kiedy orgazm wypełnił ciało, ona przycisnęła się do mnie ciasno. Krzyczała głośno, wyprostowana jak naciągnięta na maksymum struna skrzypiec. Nie było w tym głosie żalu ani pretensji, tylko rozkosz. Wystrzeliłem w niej, wypełniając ją do końca moim ciepłym nasieniem, które mieszało się z jej soczkami. Jej zaciśnięta piczka wyciskała ze mnie ostatnie soki. Gdy skończyliśmy, opadła na mnie, zmęczona.

- Dobrze… - szeptała – tak dobrze…
- Nie posuwał cię tak żaden z nich?
- Nie, oni… są…
- Nie bój się, nie powiem im niczego. Żaden facet nie mówi o tym, o czym rozmawia w sypialni.
- Oni są… brutalni… biją i gwałcą… to im sprawia rozkosz.
Nie dziwiło mnie to. Ci ze Slytherinu wyglądali na takich, których tylko batem siec albo oni kogoś. Ponure typy. Lubiłem ich za to, ale szkoda było takiej dziewczyny dla nich. Marnowała się tu z nimi a pewnie w końcu zrobią jej jakąś większą krzywdę. Zastanowiłem się.
W tym czasie Hermiona zsunęła się między moje nogi i otworzyła usta, biorąc mojego członka jeszcze raz miedzy swoje gorące, czerwone wargi. Nie kazałem jej tego robić. Słyszałem jak ssie i siorpie. Rozprostowałem się na pościeli. Nie mogłem jej tak sobie stąd zabrać, była tutaj nauczycielką. No i pewnie te typy ze Slitherinu tez by nie chciały jej oddać. Była zbyt dobrze wyedukowana. Położyłem rękę na jej głowie.
- Nie przestawaj – powiedziałem – a ja pomyślę…

Następnego dnia spotkałem się z dyrektorką szkoły. Na pierwszy rzut wyglądała jak zasuszona staruszka, ale wzrok miała tak samo ostry jak nos. Nie wyglądała na taką, która by łatwo łyknęła każdy kit.
- Pani dyrektor, jak pamiętam, mogę wskazać osobę, którą nasza szkoła zaprosi jako przedstawiciela Hogwartu?
- Oczywiście, ale decyzja należy do mnie.
- Rozumiem. Proszę więc przemyśleć kandydaturę profesor Granger.
Zmarszczyła czoło. Była zaskoczona, to pewne.
- Właściwie nie mam przeciwwskazań, ale wie pan, muszę poznać jej zdanie.
- Może ją wezwać?
- Oczywiście, zaraz wyślę skrzata.
Po kilkunastu minutach do gabinetu dyrektorki weszła Hermiona. Miała na sobie zwykły strój, dużo bardziej zasłaniający niż tamten. Nie wyglądała na zadowoloną z życia.
- Pani profesor Granger, została pani wskazana jako kandydatka do rewizyty w szkole naszego szanownego gościa. Chciałabym wiedzieć, co pani o tym myśli?
- Ja? Ale… Oczywiście, zgadzam się!
Bardzo słaba z niej była aktorka, kiedy starała się ukryć radość. Wyszedłem z gabinetu, zadowolony z tego, że plan się powiódł. Wieczorem spotkałem się z tymi ze Slytherinu.
- Słyszałem, że zabierasz naszą szlamiastą sucz do siebie na tydzień? – powiedział Glitch.
- Macie mi to mi za złe, panowie? – powiedziałem, a potem wyjąłem różdżkę i machnąłem nią. Na stole pojawił się worek pieniędzy.
- To… rekompensata za ten tydzień bez niej. Wystarczy?
- Oczywiście, oczywiście – Ayarheart zajrzał do środka i liczył już gotówkę.
- Proszę się nią nacieszyć ile pan chce. To może być dobry znak dla naszej współpracy – powiedział ten ich szef, którego imienia nie pamiętałem nigdy - Ty też się pewnie cieszysz, Hermiono?
- Mhpmm…

Granger klęczała pod stołem, między jego nogami. Podobno co wieczór musiała każdemu zrobić laskę. Spermę wypluwała do pucharu, który potem musiała wypić. Nazywali to „robieniem eliksirów”. Mieli fantazję. Ale wiedziałem, że już niedługo z tym koniec. Plan był prosty. Podczas podróży miał zdarzyć się „wypadek”, w którym ona miała zginąć. Oczywiście, nie naprawdę. Ale nikt z tej deszczowej wysepki nie miał o tym wiedzieć. A po powrocie… już coś się wymyśli…

2 komentarze:

  1. ciekawe, ale mogliby 'dac' do Hermiony maly prezent w postaci napalonej uczennicy Slytherinu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie żeby coś ale Hermiona nie była ruda. Miała brązowe włosy.

    OdpowiedzUsuń