Wydaje mi się, że to opowiadanie napisałem trochę inaczej niż pozostałe, przynajmniej takie miałem odczucie, kiedy skończyłem je czytać. Ocenę pozostawiam wam. To kolejny eksperyment, jeśli chodzi o tematy, chociaż Gwiezdne Wojny już się u mnie raz pojawiły, przy okazji Międzywymiarowego Domu Uciech, gdzie znalazła pracę Ayla Secura. Tutaj z kolei w roli głównej obsadziłem Shaak Ti, także znaną z czasów wojen klonów.
Tytuł: Za żadne pieniądze
Z: Star Wars
Knajpa na Bental II nie należała do miejsc, w których można
było spotkać porządnych obywateli. Zresztą nie różniła się tym od całej planety
– niewielkiej, nie budzącej zainteresowania nikogo, poza takimi, którzy
najchętniej uciekali przed cudzym wzrokiem. Dlatego też wysoka, otulona
ciemnym płaszczem kobieta rozglądała się niechętnie po wnętrzu. Nie lubiła
takich miejsc, nie pasowały one do charakteru istoty, dla której najważniejsze
były zależności między istotami żywymi a naturą. Ale nawet dla niej nadchodziły sytuacje, kiedy
musiała przełamać własne niechęci.
Szła powoli, pewnym krokiem, nie chcąc wzbudzać niczyjej
uwagi. W takich miejscach, jak to nie było to wskazane. Knajpa pełna była
szumowin ze wszystkich części galaktyki, najróżniejszych ras i gatunków. Jeśli
coś je łączyło, to na pewno niechęć do częstego mycia – wrażliwy nos kobiety z
trudem znosił to połączenie różnego rodzaju odorów, jednakowo nieprzyjemnych.
Gdy dotarła do baru, zamówiła drinka, nie zdejmując z głowy kaptura.
Obsługujący robot nalał jej niewielką szklankę.
- Yalan Bom, nie mylę się? – spytała devoriańskiego mężczyznę,
który siedział tuż obok. Czerwonoskóry, zaskoczony słowami, odwrócił się,
odkładając na bok drinka.
- Chyba mnie z kimś mylisz, skarbie, nazywam się…
- Yalan Bom, najemnik z Asus, odpowiedzialny za zniszczenie
ładunku narkotyków dla Huttów dwa miesiące temu – powiedziała cicho, tak cicho,
by tylko on mógł usłyszeć. Patrzyła mu prosto w oczy, nie pozostawiając cienia
wątpliwości na temat tego, że wie kim jest i że żadne gierki nie mają sensu.
- Uspokój się – dodała, widząc, że nerwowo obserwuje okolice.
– Nie jestem tu po nagrodę, jaką Huttowie wyznaczyli za twoją głowę – odsunęła
połę płaszcza, prezentując nieduży, okrągły i podłużny przedmiot przy pasie.
- Jedi? – spytał Bom zaskoczony jeszcze bardziej. To słowo
też wypowiedział cicho. W takich miejscach czasami bezpieczniej było być kimś z
dużą nagrodą za własną głowę niż Jedi.
- Myślę, że możemy porozmawiać, prawda? – spytała.
- Jasne, ale nie tu. – Bom najchętniej zwiałby jak najdalej.
Przebywanie blisko Jedi wróżyło kłopoty. Przebywanie blisko kogoś, kto znał
jego prawdziwą tożsamość, te kłopoty tylko podwajało.
- Mam pokój w motelu niedaleko – powiedział. – Chodźmy.
Przez całą drogę Bom zastanawiał się czy dałby radę jej
uciec, ale wiedział, że szanse na to miał znikome. Był dobry w swoim fachu, ale
jeśli nawet połowa tego co słyszał o Jedi była prawdziwa, to wolał nie
ryzykować. Poza tym, jeśli znalazła go tu, to znalazłaby go pewnie i gdzie
indziej. Wreszcie, skoro chciała tylko porozmawiać, jak twierdziła, to może nic
złego go jednak nie czekało?
Weszli do niewielkiego pokoju w jednym z licznych miejsc na
Bental II, gdzie za garść kredytów można było wynająć pokój bez podpisywania
czegokolwiek. Pomieszczenie nie należało do obszernych, a stojący pod ścianą, skromny
majątek Boma sprawiał, że wydawał się jeszcze mniejszy. Niewielkie okno
zasłonięte było drewnianą zasłoną. Ściany, niegdyś białe, teraz ledwie
pamiętały swoją dawną barwę.
Shaak Ti weszła do środka i zrzuciła z ulgą płaszcz. Togrutanka
spędziła cały dzień na nogach, szukając Boma i była po prostu zmęczona. Nie
pytając nawet o zgodę, siadła na łóżku. Bom zamknął za sobą drzwi i stanął
przed nią.
- A więc, o co ci chodzi, Jedi?
- Szukam pewnej osoby, a ty zdajesz się wiedzieć, gdzie ona
jest.
- A jeśli nawet, to skąd pewność, że ci to zdradzę?
- Chcesz mi to powiedzieć – Shaak Ti spojrzała mu w oczy.
- Daruj sobie, jestem odporny na te sztuczki – czerwonoskóry
mężczyzna zmarszczył brwi – Jeśli chcesz coś wiedzieć, to musisz się bardziej
postarać – to mówiąc, omiótł wzrokiem jej ciało. Togrutanki nie były takimi
pięknościami jak Twileklanki, ale ta, z którą rozmawiał, z pewnością należała
do najładniejszych przedstawicielek swojej rasy. Niebiesko-białe montrale
górowały nad jej głową i spływały na dół, aż do piersi. Dwa białe kręgi
obejmowały jej oczy i górne połowy jej czaszki. Jej cera była ceglana, nie tak
wyraziście czerwona jak skóra Boma. Strój podróżny niespecjalnie ukrywał dwójkę
kształtnych, okrągłych piersi oraz długie, smukłe nogi togrutanki. Stanowczo,
było na co popatrzeć i w innych okolicznościach Bom pewnie zdobyłby się na
komplement pod jej adresem.
- Szukam Lyshy – wyjaśniła – a ty z nią współpracowałeś.
Wiesz, gdzie może być.
- Nie jest zwyczajem najemników wydawać swoich
współpracowników na śmierć.
- Nie chcę jej zabić.
- Nie? Słyszałem, że zabiła Jedi. To logiczne, że chciałabyś
się zemścić.
- Jedi nie szukają zemsty – Shaak Ti nie dodała, że ofiarą
była jej padawanka. Ale to niczego nie zmieniało. Chciała sprawiedliwości.
Chciała schwytać morderczynię, postawić przed sądem i zamknąć w więzieniu.
Shaak Ti nienawidziła zabijać i jeśli tego nie musiała robić, to nie robiła.
- Nawet jeśli coś wiem, to jestem najemnikiem. Nie robię nic
za darmo – Bom wiedział, że dyskusja na temat moralne w jego wydaniu nie ma
sensu. Równie dobrze można było rozmawiać o uczciwości z Huttami.
- Mogę zapłacić.
- Tak, ale widzisz, kredytów po tym numerze z Huttami mam
więcej niż mogę wydać. Jakbym zaczął nimi szastać, to zaraz by zaczęli na mnie
dziwnie patrzeć. Więc chwilowo nie potrzebuję forsy. Możesz mi załatwić, że
Huttowie dali spokój z nagrodą za moją głowę?
- Nie – Shaak Ti odpowiedziała krótko i zgodnie z prawdą.
Choć Jedi mogli dużo, to nawet dla nich pewne rzeczy były nieosiągalne, a gniew
i mściwość Huttów nie bez przyczyny obrosły legendą w galaktyce.
- No widzisz, to mamy problem. Ale myślę, że jest coś, czego
nie mam, a co ty mogłabyś mi dać.
- Co takiego?
- Swoje ciało – Bom postanowił zagrać va banque. Odkąd
zdjęła płaszcz, nie mógł oderwać od niej wzroku. Tutejsze dziwki były tanie,
brzydkie i brudne, na dodatek nigdy nie było wiadomo, co od nich można było
złapać. Ta wyglądała przy nich jak księżniczka. Na dodatek była Jedi. Bom
miałby się czym chwalić do końca życia.
- Czy ja się przesłyszałam? – spytała Shaak Ti, czując
zaskoczenie i zażenowanie jednocześnie. Devorianie uchodzili za rasę
bezczelnych pyszałków, ale…
- Jeśli nie jesteś zainteresowana, to tam są drzwi – wskazał
ręką wyjście – Skoro znalazłaś mnie, to Lyshę pewnie też znajdziesz.
Shaak Ti wahała się. Wszystko wzywało ją do tego, żeby stąd
wyjść i zostawić tego idiotę samemu sobie. Ale namęczyła się naprawdę mocno,
żeby go znaleźć. Wszystko to miałoby pójść na marne, a ona musiałaby od nowa
zacząć szukać Lyshy, która dużo lepiej niż Bom zacierała za sobą ślady. Nie,
ten drań był dla niej jedyną szansa na złapanie morderczyni jej padawanki.
- To zgadzasz się? – spytał, widząc, że nie wstaje i nie
wychodzi.
- Rób co chcesz – powiedziała cichym, beznamiętnym głosem.
- Ech, nie zachowuj się jak teluriańska dziewica w noc
poślubną – powiedział, siadając koło niej. Otoczył ją ramieniem i przyciągnął
do siebie, całując. Jej duże, pełne wargi wyglądały zapraszająco. Otworzyła
usta, niechętnie przyjmując jego pocałunek. Bom jednak nie przejmował się jej
obojętnością. Wręcz przeciwnie, traktował to jak kolejne wyzwanie, którym
często w życiu musiał stawiać czoła. Wiedział, że mógł po prostu pchnąć ją na
łóżko, wziąć jak chciał i zostawić. Ale to byłoby za proste, na dodatek
prymitywne. Tak mógłby się zachować Gamorreanin, ale on nie był takim
prymitywem. Jego ręka przesunęła się po jej policzku, by następnie przejść
wzdłuż jej biało-niebieskiego montrala.
Shaak Ti poczuła lekki dreszcz, gdy Bom po raz pierwszy
dotknął jej ciała. To było nowe, zupełnie inne i nieznane doświadczenie. Choć
kodeks Jedi nie nakazywał jednoznacznie życia w celibacie, wielu tak właśnie
interpretowało zakaz tworzenia związków wymagających zaangażowania
emocjonalnego. Wśród Jedi byli tacy, który pozwalano, w drodze wyjątku, na jego
łamanie, byli też i tacy, którzy łamali go świadomie i potajemnie. Shaak Ti
przypomniała sobie o Ayli, którą często podejrzewała o to, ale dowodów
naturalnie nie miała. Czy to, co robiła, było także złamaniem kodeksu? Nie,
odpowiedziała sobie, przecież nie było w tym śladu emocji ani zaangażowania z
jej strony. Dłoń Boma zsunęła się na dół, rozsuwając materiał jej szaty,
sprawiając że spadł on z jej ramienia, odsłaniając nagą pierś togrutanki. Gdy
jego palce dotknęły jej ciemnego sutka, Shaak Ti odruchowo wciągnęła powietrze.
Bom nie tracił czasu. Całował jej kark i montrale, podczas
gdy jego ręce powoli rozbierały mistrzynię. Wyczuwał, że pod wpływem jego
dotyku mur całkowitej obojętności kobiety wydaje się lekko drżeć, choć do jego
przebicia było jeszcze daleko. Nie mógł się oprzeć podziwianiu jej ciała.
Czerwona, gładka skóra była idealna, a jej nagie ciało zdradzało ślady
wieloletnich ćwiczeń i długiego treningu, nadającego mu idealne kształty,
pozbawione nawet śladu niedoskonałości. Pomyślał, że takiej kobiety zapewne nie
dałoby się znaleźć w najlepiej wyposażonych domach publicznych na Coruscant. Była
już do połowy naga. Jego ręce pieściły jej krągłe piersi, które, co prawda, nie
należały do największych jakie widział, ale przynajmniej były prawdziwe. Bom
wiedział, że większości dziwek wstrzykuje sobie często to i owo, żeby ich biust
był większy. Tu miał pewność, że to, co trzyma w rękach, jest naturalne.
Zresztą, czuł to. Kiedy złożył pocałunek na jej lewym sutku, Shaak Ti odchyliła
głowę do tyłu, wydając cichy pomruk zadowolenia. Uśmiechnął się.
Jego ręka przesuwała się teraz po jej brzuchu, by stopniowo
opadać coraz niżej. Mistrzyni położyła się na łóżku, pozwalając devorianinowi
robić z nią co chciał. Była zaskoczona tym, że nie przeszedł od razu do rzeczy,
jak się na początku spodziewała. Jego zręczne palce tańczyły na jej ciele,
poznając je, odkrywając te miejsca, których dotyk sprawiał jej przyjemność.
Właściwie, to czemu jej przyjemność miałaby się dla niego liczyć? Bom nie
traktował jej jak towaru, był delikatny, prawie jak kochanek. Przeszedł ją
dreszcz na samą myśl o tym. Bo rzeczywiście, im dłużej trwały pieszczoty, tym
lepiej się czuła. Przygotowała się na krótkie, nieprzyjemne ale konieczne
zbliżenie. Dostawała tymczasem coś całkowicie innego. Kiedy jego palce zsuwały
czarne paski majtek wzdłuż jej nóg, Shaak Ti z pewną irytacją poczuła, że rumieni
się ze wstydu jak młodziutka dziewucha, którą przecież nie była.
Bom klęknął na ziemi, między jej szeroko rozsuniętymi
nogami, a jego długi język dotknął łona togrutanki. Shaak Ti przegryzła wargi,
kiedy czubek jego ciepłego, szorstkiego języka rozsuwał jej wargi, wsuwając się
do środka. Nie miała ochoty na to, żeby on usłyszał jej jęk. Ale Bom nie
przestawał, wykorzystując fakt, że devoriańskie języki były nieco dłuższe niż
większości humanoidów. Teraz już na własne oczy widział, że jego pieszczoty nie
pozostają bez wpływu, czując smak soków mistrzyni Jedi. Chciał jednak więcej,
chciał usłyszeć, jak ona błaga go o to. Wiedział, że w tym celu musi się
bardziej postarać. Czuł, jak jej ciało powoli zaczyna drżeć, słyszał jej coraz
głębszy oddech. Odczekał jeszcze kilka chwil i dotknął delikatnie palcem jej
najbardziej wrażliwego miejsca.
- Ohhhhh!!! – nagły, urwany jęk wyrwał się z ust Shaak Ti. Jedi
straciła na drobną chwilę panowanie nad własnym ciałem, ale to właśnie Bomowi
wystarczyło. Podniósł się, przerywając nagle i niespodziewanie pieszczotę,
pozostawiając nagie, rozgrzane ciało Togrutanki samemu sobie. Rozpiął spodnie,
prezentując swój duży, nabrzmiały członek. Dotknął jego czubkiem wilgotnego,
spływającego sokami łona mistrzyni, jednak nie wszedł w nią, bawił się raczej,
czując jej narastające podniecenie.
- Chcesz? – spytał, a jego palec znowu dotknął punktu, który
wywołał w jej ciele rozkoszne drżenie, przywodzące na myśl taniec motyli
wewnątrz jej brzucha – Czy chcesz tego?
- Ja… - Shaak Ti nie wiedziała, co ma powiedzieć, ale
zastanawiała się, czy nie powinna się sprzeciwić. Pamiętała, jak jej
opowiadano, że ciemna strona kusi zawsze przyjemnością, nigdy jawnym złem.
Czuła się teraz tak, jakby stała nad przepaścią. Normalnie nigdy by nie
pomyślała nawet, że może do niej się zbliżyć. Ale rozkosz, której przedsmak już
czuła, sprawił, że nie zawahała się. Bez dalszych wątpliwości rzuciła się poza
krawędź.
- Tak – odpowiedziała.
- Aaaaahhhh!!! – jej głośny jęk wypełnił pokój, Bom
spodziewał się nawet, że usłyszeć go mogli wszyscy w sąsiednich
pomieszczeniach. I dobrze, nie przeszkadzało mu to. Wszedł w nią mocno, będąc
pewnym, że pokaże tej kobiecie, na co go stać. Chyba jednym z największych
zdziwień w jego życiu było, kiedy przebił jej błonę dziewiczą. Nie mógł
uwierzyć, że tak piękna kobieta, być może najpiękniejsza, jaką w życiu widział,
wciąż była jeszcze nietknięta. Pamiętał, że dla Jedi ponoć takie sprawy były
nieistotne, ale jednak… poczuł jeszcze większą dumę z tego, co udało mu się
zrobić. W zasadzie właśnie to sprawiło, że poczuł się jak władca, zdobywca. Brał
ją szybkimi, głębokimi pchnięciami, odkładając już na bok niedawną delikatność.
Teraz chciał już tylko pokazać jej swoją siłę i sprawność, poczuć, chociaż
przez krótki czas, dominację na tą kobietą, która należała do budzących
powszechnie lęk i podziw Jedi.
Ból był nagły, przeszywający, ale krótki, zaś jej
wytrenowane ciało w zasadzie nie powinno go było nawet poczuć, jednak Shaak Ti
poczuła go zaskakująco mocno, zarówno na ciele, jak i w duszy. Coś traciła, to
było pewne, ale jednocześnie zaraz pomyślała, że ta chwila bólu to drobna cena
za wszystko inne. Kiedy Bom przyciągnął ją do siebie i objął, odpowiedziała tym
samym, jej ramiona zamknęły się wokół niego, zaś ich nagie ciała zbliżyły się
do siebie tak bardzo, jak jeszcze nigdy nie było jej dane być z kimkolwiek
innym. To było coś zupełnie innego niż
treningi, choć tak to początkowo sobie wyobrażała. Gdy ją pocałował,
odpowiedziała mu, choć miała wrażenie, że robi to niezdarnie. To było dziwne
uczucie, mieć świadomość, że są rzeczy, w których ktoś taki jak on jest od niej
lepszy. Trening Jedi nie obejmował jednak wszystkiego, teraz to wiedziała bez
cienia wątpliwości.
Devorianin musiał przyznać, że nie była taka zła w te
klocki, przynajmniej jak na dziewicę. Miał lepsze od niej, ale nigdy nie miał
ładniejszej. Ta Jedi była posągową pięknością, jakby księżniczką z luksusowego
pałacu, a to, że nie miała doświadczenia, można było nawet wybaczyć. Zaskoczyło
go, że tak szybko odpowiedziała na jego gesty, ale wbiło go to w jeszcze
większą dumę, bo oto poczuł, że sprawił, iż zimna i obojętna Jedi stawała się w
jego objęciach napaloną, pełną rządzy kobietą. Przyspieszył, a przez głowę
przeszła mu myśl, iż szkoda, że to jednorazowy numer, bo mogłaby się stać
kochanką doskonałą, miała w tym celu wszystkie warunki. Czuł, jak go w siebie
wciąga, jakby kontrolowała każdy element swojego idealnego ciała. Wyobraził ją
sobie wijącą się na rurze w jakimś klubie i jego podniecenie jeszcze wzrosło.
Jej nagie ciało lśniło ciemną, ceglaną niemal czerwienią.
Oddała mu się całkowicie, zapominając nawet o tym, dlaczego to robiła.
Przestała być już nawet mistrzynią Jedi, była tylko spragnioną rozkoszy
kobietą. Bom, który był przy niej nikim, zaledwie zwykłym przemytnikiem,
wydawał się być panem, a ona – tą, która błagała bez słów o rozkosz. Było to
zupełne odwrócenie sytuacji. Jej chętne, pełne wargi wpijały się w jego usta,
spijając z nich kolejne pocałunki. Motyle zdawały się tańczyć w jej brzuchu. A
więc to było tym, czego Jedi tak łatwo sobie odmawiali? Nagle jej ciało
przeszył gwałtowny dreszcz, jakby ktoś do jej kręgosłupa podłączył kabel
elektryczny. Wyprężyła się w jego ramionach, wydając z siebie stłumiony jęk.
Poczuła, jak coś ciepłego i gęstego wypełnia ją właśnie w tym momencie, kiedy
fala przyjemności przerwała tamy jej chłodnego opanowania i rozlała się po jej
ciele, od stóp do głowy. Shaak Ti drżała, palce u jej stóp prężyły się,
podobnie jak reszta jej ciała. Przez chwilę czuła się tak, jakby znalazła to
mityczne połączenie w jedności z mocą. Sięgnęła szczytu, by chwilę potem opaść
bez sił w ramiona Boma.
- Byłaś naprawdę dobra – szepnął jej do ucha, kładąc ją na
łóżko. Widział, jak jej duże piersi unoszą się i opadają w rytm jej oddechu.
Sam doszedł mocno, przeżywając orgazm, którego nie dały mu zabawy z lepiej
przecież wyszkolonymi od niej dziwkami. Cichy, ledwie słyszalny pomruk zadowolenia
dobiegła z jej ust. Podniosła się powoli, a w jej oczach wciąż widać było
lekkie niedowierzanie. Bom już się ubierał, ale nie mógł oderwać wzroku od jej
nagiego ciała. Nie wiedział, czy kiedykolwiek
jeszcze będzie mógł nacieszyć oczy takim widokiem. Gdy miało się na
karku nasłanych przez huttów łowców, każdy dzień mógł być tym ostatnim.
- Dotrzymałaś umowy – powiedział, zapinając bluzę – Moja kolej.
Znajdziesz Lyshę na Breental IV. Podobno skumała się z Shogarem Tokiem. Tyle
wiem.
- Dziękuję – Shaak Ti wstała z łóżka i sięgnęła po rozrzucone
w nieładzie ciuchy, czując dziwne, nieznane jej wcześniej ukłucie wstydu, kiedy
poczuła na sowim nagim ciele jego wzrok. Dawniej było jej obce, podczas ćwiczeń
nieraz zdarzało jej się trenować niemal nago i nie gorszył jej niczyj wzrok. A
teraz…
Jej myśli niespodziewanie przerwało walenie do drzwi.
- Yalanie Bom, wyłaź! Jeśli się poddasz, nie stanie ci się
krzywda! – zza drzwi dobiegł czyjś głos, a odgłosy kroków świadczyły, że po
tamtej stronie jest więcej niż jedna osoba. No tak, ciężko jest pozostawać
anonimowym, gdy za twoją głowę wyznaczono taką nagrodę, pomyślał Bom, szukając
blastera. Gdzie on był? Chwilę później drzwi wyleciały, pchnięte do przodu.
Devorianin pomyślał, że wypadałoby zmówić modlitwę do swoich bogów, szkoda
tylko, że żadnej z nich nie pamiętał.
Usłyszał strzał i pomyślał, że może jednak dobrze, iż przed
śmiercią przeżył tak cudowne chwile, jak te z Shaak Ti. Fala błękitu zalała mu
oczy, a uszy zarejestrowały krzyk. To nie był jego krzyk. Cofnął się i ujrzał
znajdujący się tuż przed nim błękitny miecz świetlny, trzymany przez półnagą togrutankę.
Ostrze zatoczyło łuk, odbijając kolejny strzał. Shaak Ti znalazła się w wąskim
wejściu do pokoju, a jej miecz odciął dłoń jakiegoś zamaskowanego typa. Bom nie
tracił czasu i, złapawszy torbę ze swoim skromnym majątkiem, ruszył za nią. Gdy
znalazł się na korytarzu, zlokalizował nadbiegającą grupę z jednej strony i
momentalnie ruszył w drugą. Goniły go strzały z blasterów, ale żaden nie sięgnął
celu, zatrzymany na tarczy szybszych od ludzkiego oka ruchów świetlnego miecza.
Bom wypadł na zewnątrz. Tuż przed hotelikiem stał nieduży
śmigacz, należący zapewne do łowców, którzy po niego przyszli. Podbiegł do
niego, strzałem otworzył drzwi i wskoczył do środka. Rozciął miniaturowym
laserem obudowę stacyjki i przyjrzał się uważnie temu, co było w środku. Na
szczęście jako dzieciak uczył się kradzieży i uruchomiania takich pojazdów.
Potrzebował paru chwil. Był pewien, że ta Jedi da mu nawet więcej. Nie
przejmował się zbytnio tym, co się z nią stanie, sądził, ze da sobie radę.
Kłopotów miał już aż za dużo, a teraz do ich długiej listy miało dojść
zadawanie się z Jedi… o ile oczywiście przeżyje ktoś, kto będzie w stanie o tym
mówić. Zlokalizował odpowiednie kabelki, przerwał je i połączył. Usłyszał
warknięcie silnika. Bardzo dobrze, uśmiechnął się do siebie na myśl o tym, że
nie wyszedł z wprawy. A może po prostu miał dobry dzień?
Siadł na sterami i wtedy właśnie coś spadło na dach. Uniósł
wzrok i zobaczył na sobą Shaak Ti, która stała na przezroczystym dachu
śmigacza. Je niebiesko-białe montrale unosiły się nieco. Miała na sobie tylko
przepaskę biodrową. W ręce trzymała nadal zapalony miecz świetlny. Chwilę potem
miecz odbił strzał, który pomknął w ich stronę z drzwi hotelu.
- Jedź do kosmoportu – krzyknęła – tam czeka mój statek.
Zabieramy się stąd!
- My? – spytał zaskoczony.
- Oczywiście, że my. Zapłaciłam za twoją informację. Dobrze
zapłaciłam, prawda? – dodała – Chcę mieć gwarancję, że nie była lipna. A teraz
jedź!
Bom nacisnął na gaz, zastanawiając się, czy nie lepiej
byłoby zrzucić ją z dachu przy okazji jakiegoś ostrego zakrętu. Ale uniósł
wzrok i przez przezroczysty dach ujrzał smukłe nogi i kształtne pośladki
mistrzyni Jedi, odbijającej mieczem kolejne wymierzone w nich strzały. Nie,
pomyślał. Miał na głowie i tak już tyle, że nawet czasowy pobyt w towarzystwie
Jedi nie będzie czymś dużo gorszym. Właściwie, gdyby wszyscy Jedi tak
wyglądali, może nawet zmieniłby zdanie na ich temat. Z takimi myślami
kłębiącymi się w głowie, pomknął przez zaułki Bentala II w kierunku portu
kosmicznego.
A ja akurat gram sobie w swtor ;)
OdpowiedzUsuńCzyli trafiłem w "10".
UsuńŚwietne opowiadanie. Z początku myślałam, że pójdzie w odrobinę inną stronę. Wiadomo, że większość Jedi jest cnotliwych w tych sprawach (jak widać było później po zachowaniu Shaak Ti), jednak myślałam na początku, że zrobisz jakiś wymyk-odmyk i kobiecie od początku będzie chodziło o to. A tu nie.. Nie ma nic łatwo, co mnie bardzo, bardzo ucieszyło.
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania ogółem, wszystko cacy. Łał styl ci ewoluował podczas tej przerwy. Czyta się naprawdę lekko, a wszystkie szczegóły i myśli tylko ubogacają odbiór. Do tego akcja na końcu - no, no, no coś pięknego. Dobrze, że nie urwałeś tego po seksie, tylko jeszcze dodałeś trochę "wybuchów". Super, gratuluję, aż po przeczytaniu czegoś ze SW, człowiekowi chce się zagrać w Kotora :)
Pozdrawiam
Iza
Dziękuję, tak, to opowiadanie było od początku trochę "inne" od pozostałych, chciałem zrobić pewien eksperyment z treścią i formą, widzę, że nie został aż tak dobrze przyjęty jak inne opowiadania, ale jednak ja sam jestem z niego bardzo zadowolony i pewnie do czegoś takiego jeszcze kiedyś wrócę.
UsuńMmm, takich notek tutaj brakuje. Osobiście wolę te ostrzejsze, a nawet bdsm, ale na pewno znajdzie się osoba, której taka notka przypadnie do gustu. Poza tym jest jedną z najlepiej przez ciebie napisanych. Nie jest tak wiele powtórzeń i błędów. Właściwie skoro już o tym mowa to chyba nie obrazisz się, jeśli to i owo ci poprawię?
OdpowiedzUsuń"- Dotrzymałaś umowy – powiedział, zapinając bluzę – moja kolej." - po "bluzę" powinna być kropka i już "Moja" z wielkiej litery.
Trochę wcześniej:
"Zresztą nie różniła się tym od całej planety – niewielkiej, nie budzącej ZAINTERESOWANIA nikogo, poza takimi, którzy najchętniej uciekali przed cudzym ZAINTERESOWANIEM."
"W takich miejscach jak to nie było to wskazane." - tutaj, jeśli się nie mylę, przecinek przed "jak".
"Gdy dotarła do baru, zamówiła drinka, nie zdejmując wciąż z głowy kaptura." - myślę, że gdyby "wciąż" było wcześniej to zdanie brzmiałoby lepiej, poza tym to trochę bezsensu, bo przecież nie zostało napisane, że już go miała.
"- Uspokój się – dodała, widząc, że nerwowo obserwuje okolice" - zgubiłeś kropkę.
"Nie jestem tu po nagrodę, jaką Huttowie wyznaczyli za twoją głowę – odsunęła połę płaszcza, prezentując nieduży, okrągły i podłużny przedmiot przy pasie." - po dialogu powinna być kropka i opis już jako osobne zdanie.
"- JEDI? – spytał Bom zaskoczony jeszcze bardziej. To słowo też wypowiedział cicho. W takich miejscach czasami bezpieczniej było być kimś z dużą nagrodą za własną głowę niż JEDI."
"- Jasne, ale nie tu – Bom najchętniej zwiałby jak najdalej." - znowu zgubiłeś kropkę.
"- Mam pokój w motelu niedaleko – powiedział – Chodźmy." - po "powiedział" powinna być kropkę.
Jak sam już chyba zauważyłeś masz małe problemy, jeśli chodzi o dialogi. Ale to właściwie nie jest nic wielkiego do nauczenia się. Przeczytasz o tym raz i pewnie już będziesz umiał.
"Przez całą drogę Bom zastanawiał się, czy dałby radę jej uciec..." - przed "czy" nie stawiamy przecinka, jeśli nie jest ono stwierdzeniem i się nie powtarza. Tak samo jest z "albo" itp.
"Weszli do niewielkiego POKOJU w jednym z licznych miejsc na Bental II, gdzie za garść kredytów można było wynająć pokój bez podpisywania czegokolwiek. POKÓJ nie należał do obszernych..."
Dobra tam, nie chce mi się pisać dalej, tak czy inaczej nie jest źle. To w końcu henati, mało kto będzie dopatrywał się błędów, jak myślę. Ale gdyby miało ci to pomóc...
CZEKAM NA KONTYNUACJĘ "WYŻSZEJ SZKOŁY SEKSU", kurde. ;-;
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTak, tak. Chodziło mi o wtrącenie, nie "stwierdzenie". ;-;
UsuńBardzo dziękuję, cieszy mnie, gdy ktoś tak uważnie czyta moje opowiadania i wskazuje błędy. Poprawiłem je już, chociaż do do dialogów, to do końca nie jestem pewny, bo spotykałem się z różnymi formami zapisu i stosowania kropek w nich.
UsuńCo do WSS, to fakt, kiedy skończę Płomień w Niewoli, to wezmę się za kończenie tej serii, tak aby powoli pozamykać to, co kiedyś porozpoczynałem. Będę musiał co prawda całość jeszcze raz przeczytać i przypomnieć sobie, jakie miałem plany odnośnie tej serii, ale to da się chyba zrobić.
Bardzo fajne i ciekawe opowiadanie, takie jak lubię.
OdpowiedzUsuńTak jak kolega wyżej, wolę ostrzejsze opowiadania, jednak nie było źle i mam nadzieje że w kolejnej części będzie jeszcze ciekawiej ;]
OdpowiedzUsuńPisałem to raczej jako one shot, więc na razie w planach nie mam kontynuacji.
UsuńByłoby fajnie coś z Aylą zobaczyć...
OdpowiedzUsuńAyla miała swój występ w "Międzywymiarowym Domu Uciech".
UsuńNareszcie coś ze Star Warsów :D Może teraz napisałbyś coś z naszego kochanego Wiedźminka?
OdpowiedzUsuńTo by było wyzwanie... Tylko nie wiem, jak się polskie prawo ma do tego. Co innego pisać do dzieł autorów zagranicznych, najczęściej japońskich, a co innego - do polskich. Ale pomysł mi się podoba.
Usuń