czwartek, 7 czerwca 2012

(Harry Potter) Zagłada

Fanfik na zamówienie, z Harryego Pottera.

Tytuł: Zagłada
Z: Harry Potter
Rating: NC-17
Profesor Hermiona Granger siedziała w swoim gabinecie, patrząc z niedowierzaniem na raport, który przed chwilą dostała. Już trzy uczennice zaginęły. Wszystko w ciągu jednego miesiąca. Nie mogła w to uwierzyć. Jak to się mogło stać? Przecież panował spokój, nie było żadnych znaków o działaniu jakiegokolwiek zła czy czarnej magii. Zaczęła się zastanawiać, czy to nie była robota jakichś mugoli. A może uczniowie coś sobie uknuli? Musiała to sprawdzić, to przecież były jej uczennice. Postanowiła wezwać na dywanik kilka dziewczyn z klas tych dziewczyn. Okazało się, że wszystkie zaginione były z Gryfindoru. To ją martwiło jeszcze bardziej, to był przecież jej dom. Ale nikt nie chciał niczego powiedzieć. Dopiero pod koniec, ostatnia z uczennic wezwanych do gabinetu, odważyła się coś zdradzić.

- Bo my… pani profesor… znalazłyśmy w bibliotece taką książkę. Tam był podany przepis  na… wie pani… - dziewczyna zaczerwieniła się.
- Na co?
- No… na… taki eliksir, po którym żaden facet się nam… nie oprze… - dziewczyna wreszcie wydukała to z siebie. Hermiona westchnęła. No tak, w końcu były już w ostatniej klasie, więc nic dziwnego, co je interesowało. Ale dalej nie wiedziała, jaki to ma związek z zaginięciami.
- I?
- No i… w tym przepisie na eliksir było napisane, że trzeba zebrać takie zioła i taki rytuał odprawić, co go w lesie tylko można…
- W lesie? Chodzi ci o zakazany las?
- Tak…


Hermionie ręce opadły. Wiedziała, że coś takiego musi być na rzeczy. W tym wieku na nastolatki żadne ostrzeżenia nie działają. O tym, jaki ten las potrafi być groźny, przekonała się sama kilka razy, jeszcze jako uczennica. Zawsze powtarzała uczniom, żeby trzymali się od niego z daleka. Ale czuła, że prędzej czy później może się jakiś kłopot zdarzyć. Najlepiej byłoby ten las ogrodzić murem czy barierami magicznymi.
- Słuchaj, masz tu pozwolenie – napisała szybko na kartce kilka słów – Idź do biblioteki i przynieś mi zaraz tą książkę, rozumiesz?
- Tak, pani profesor.

Dziewczyna wyszła. Hermiona wstała i zaczęła się ubierać. Miała złe przeczucia. Aragog umarł, ale przecież coś z jego małych mogło przeżyć. A wielkie pająki nie były przecież tylko jednymi potworami w tym lesie. Jeżeli tym uczennicom coś się stało? Musiała to sprawdzić sama. Z szafki wyjęła kilka eliksirów i schowała do kieszeni szaty. Z szuflady wyjęła swoją różdżkę. Kilka minut później wróciła ta uczennica. Położyła książkę na biurku i otworzyła na stronie. Hermiona spojrzała z zaskoczeniem. Widziała wyraźnie, że ktoś rzucił czar zmiany. To był bardzo złośliwy czar, który sprawiał, że tekst zapisanego zaklęcia i jego opis zmieniały się, ale nie działanie. Rzuciła kilka razy czar odwrócenia, ale nie działa. Ktoś celowo zmienił i zamaskował pierwszą wersję zaklęcia i zakrył ją czarem, który będzie przyciągał uwagę. Nie podobało jej się to coraz bardziej. Szybko przeczytała podstawiony opis. Wynikało z niego, że należy zebrać zioła rosnąca nad świecącą sadzawką i tam zrobić rytuał. Znała to miejsce, było w prawie samym środku lasu.
- Wracaj do klasy – powiedziała do uczennicy – Ja tam pójdę i sprawdzę. Aha – powiedziała, odkładając książkę na biurko i rzucając na nią szybko czar zamknięcia. Po jego użyciu nikt nie mógł jej otworzyć przez następny dzień – Niech ona tu lepiej zostanie.

Szła szybko przez zakazany las, świecąc sobie po drodze zaklęciem lumos. Był już wieczór, a że to była jesień, to słońce już zaszło. Dodatkowo gęste gałęzie drzew zasłaniały niebo, sprawiając, że było tu zawsze jeszcze ciemniej niż na zewnątrz. Hermiona nigdy nie lubiła zakazanego lasu. Od kiedy przyjęła w Hogwarcie pracę jako nauczycielka eliksirów, nie była tutaj ani razu. Ciągle pamiętała tego paskudnego pająka, którego chował tutaj Hagrid. Zresztą, jak czegoś potrzebowała z lasu, to zawsze prosiła o to Hagrida. Ale teraz nie mogła, bo Hagrid na magii się nie znał, a tutaj chodziło o coś związanego z czarami. Obiecała sobie, że jak wróci, porozmawia z dyrektorem. Zaklęcia zamiany nie mógł użyć uczeń, było za potężne. To zrobił ktoś inny. Nauczyciel albo ktoś spoza szkoły.

Jej wysokie obcasy zapadały się w mech, który pokrywał las. Śpiesząc się zapomniała o tym i teraz co jakiś czas się potykała. Ale kiedy była już blisko celu, coś ją zastanowiło. Było tu cicho. Zwykle w lesie słychać było odgłosy zwierząt i stworów, które tu mieszkały. Przez większość drogi też tak było. Ale tutaj, blisko świecącej sadzawki było aż dziwnie cicho. To było na tyle dziwne, że przecież zawsze przychodziły tu zwierzęta napić się wody. Hermiona zrobiła się bardziej ostrożna. Sięgnęła po różdżkę. W kieszeni miała kilka eliksirów, tak na wszelki wypadek zabranych ze swojej pracowni. Nie wiedziała, co się mogło stać. Szła powoli i ostrożnie, patrząc na wszystkie stronny. Niedaleko, za drzewami, widziała lekką poświatę. To była sadzawka. Ale dalej było tak niepokojąco cicho.

Poczuła czyjąś obecność. Trzymając różdżkę gotową do użycia, stanęła, rozglądając się. Ktoś tu był i patrzył na nią.
- Dziewczęta? – spytała – Nie musicie się mnie bać, to ja…
Łup! – coś przeleciało w powietrzu i uderzyło ją z tyłu. Hermiona zatoczyła się, jęcząc z bólu, ale oparła się o drzewo i nie przewróciła. Usłyszała wysoki, złośliwy śmiech. Coś uderzyło ją znowu, teraz w nogę. Spojrzała w dół, żeby zobaczyć niedużą sylwetkę biegnącą po ziemi. Skoczyła w jej stronę i złapała ją. Mały, zielony stworek patrzył na nią, kiedy klęczała na ziemi, trzymając go za kark. Wtedy nagle coś uderzyło ją boku. Było ich więcej? Hermiona cisnęła stworka w krzaki i wstała szybko. Zapaliła Lumos, oświetlając okolicę. Stała na niedużej polance. Ziemia wokół niej pokryta była maleńkimi śladami stóp. Słyszała w krzakach dokoła szelest, jakieś piski, ale nie widziała nikogo. Co to było.

Nagle, bez zapowiedzi, ze wszystkich stron obskoczyły ją impy. Stworki atakowały ją na ślepo, z furią. Kopały, gryzły, biły, wspinały się po jej nogach i szacie. Hermiona rzuciła kilka czarów i niektóre z impów padły na ziemię, paląc się, ale kolejne atakowały ją. Czuła, jak jeden wplątał się w jej włosy, szarpiąc je boleśnie. Jej rajstopy były darte, kiedy małe pazurki wczepiały się w nie. Impy wlazły po jej szacie na jej ramiona. Inne ciągle uderzały ją. Pod ich ciężarem musiała klęknąć. Ostrząsnęła się, zrzucając z siebie kilka kolejnych. Ale wtedy jeden z nich skoczył i wyrwał jej różdżkę. Stworki piszczały i chichotały wariacko, kiedy znowu zaatakowały ją. Bronił się rękami i nogami, kopiąc i uderzając. Rozglądała się za drogą ucieczki, ale one były wszędzie wokół niej. Skąd się wzięły? Nigdy takich stworków tu nie było. Nagle coś uderzyło ją w głowę i Hermiona opadła na ziemię, nieprzytomna. 

Kiedy Hermiona się ocknęła, odkryła że siedzi na ziemi. Jej szata była w strzępach. Ręce miała wykręcone do tyłu i przywiązane do drzewa za jej plecami. Szarpnęła się, ale sznur był mocno zaciśnięty i kiedy próbowała go zerwać, zaczął wpijać się w jej nadgarstki. Rozejrzała się. Wokół było pusto. Zaczęła szarpać się mocniej, bez względu na ból musiała się uwolnić. Ale wtedy usłyszała szelest. Z krzaków wyszły małe, zielone stworki, patrząc na szamocącą się kobietę.

- Zostawcie mnie! Uwolnijcie mnie i zostawcie, bo inaczej… - krzyknęła Hermiona patrząc na impy. Miały nie więcej niż 10 – 15 centymetrów. Były niskie, ale wyglądały na silne. Sylwetką przypominały ludzi, jednak ich głowy były duże a uszy – nietoperzowa te. Wyłupiaste, zielone oczy świeciły jasno. Ich skóra była pomarszczona. Palce miały długie i ostro wyglądające pazury.
- Obudziła się!
- Obudziła!
- Matka się obudziła!
Hermiona słuchała tych wypowiadanych wysokimi piskliwymi głosami krzyków ze zdziwieniem. Czemu nazywali ją matką? O co im chodziło? Dlaczego ją zaatakowali?
- Słuchajcie – powiedziała – nic wam nie zrobię, jeśli mnie wypuścicie. Kim wy jesteście?
- Jesteśmy gnomami z Ipswitch – powiedział wyższy od innych imp, który podszedł do niej – Przez wiele lat byliśmy tu zamknięci pod ziemią, mocą paskudnego zaklęcia. Niewielu nas przeżyło. Kilka dni temu ktoś nas uwolnił. Niestety, przez ten czas wszystkie nasze samice umarły.
- Może będę mogła jakoś wam pomóc…
- Tak, będziesz mogła, ha ha ha! Na szczęście my możemy rozmnażać się z ludźmi! Będziesz matką dla naszego nowego pokolenia.
- Co? Nie zgadzam się, nie! Nieeeeeee!!!

Impy obskoczyły Hermionę ze wszystkich stron, zdzierając z niej ubranie, rozdzierając je na kawałki swoimi pazurami. Związana nie mogła z nimi walczyć, krzyczała tylko głośno, kiedy ich pazury darły jej szatę i drapały jej ciało. Wkrótce była zupełnie naga. Trzęsła się z zimna i ze strachu, patrząc na zebrane przed nią stworki.
- Przytrzymajcie jej nogi – wydał rozkaz ten wyższy i kilka impów z każdej strony złapało ją, rozsuwając jej nogi i trzymając je mocno. Podszedł dniej. Z lękiem patrzyła na dużego członka, który stał już sztywno. Nie wierzyła, że taki nieduży stworek może mieć tak wielkiego… To musiał być jakiś sen. Albo koszmar. Imp patrzył na jej wygoloną starannie piczkę.
- Nie, proszę… - błagała. Imp wsunął palce między jej nogi i zaczął ją masować. Hermiona czuła, jak wbrew własnej woli robi się wilgotna, kiedy dotyk stwora pobudza ją. Imp stanął między jej nogami i nagle, bez ostrzeżenia wepchnął swojego członka w nią.
- Arghhhh!!!!!! – krzyknęła głośno. Łzy popłynęły po jej policzkach. Imp brał ją mocno i brutalnie, posuwając tak mocno, że jej nagie ciało uderzało o drzewo, do którego była przywiązana, a kora drapała jej plecy. Chociaż nie był to jej pierwszy raz, to Hermiona nie uprawiała seksu zbyt często.

Łzy bólu i upokorzenia płynęły po jej twarzy, a jej krzykom towarzyszył śmiech impów, które siedziały wokół, patrząc jak ich szef ją pieprzy. Wchodziło w nią tak głęboko jak tylko mógł. Hermiona zamknęła oczy bo nie chciała na to dłużej patrzeć. I tak to czuła. Penetrował ją, słychać było obrzydliwe mokre dźwięki i jego wysokie, piskliwe jęknięcia. Ich pazury drapały jej kostki, bo cały czas trzymali jej nogi szeroko rozkraczone, nie dając się jej bronić. Próbowała na początku się wyzwolić, bo mogłaby wtedy zgnieć nogami tego potworka. Ale nie mogła nawet tego zrobić. Po kilkunastu minutach imp jęknął i wyprostował się, a Hermiona czuła, jak coś ciepłego i lepkiego wylewa się z niej. Trwało to chwilę zanim wyszedł z niej. Kiedy wyjął swojego członka, czuła jak wylewa się miedzy jej nogi jego nasienie.

Imp odsunął się od niej i patrzył na siedzącą na zimnej ziemi, trzęsącą się kobietę. Hermiona łykała łzy.
- Widzisz teraz, właśnie cię zapłodniłem. Te trzy, które złapaliśmy poprzednio, nie mogły być matkami bo były za młode, ale ty… wkrótce urodzisz pierwszego z nowych członków naszej rasy, ha ha ha! Wiemy już, że jesteś czarodziejem, tak jak ci, co nas zamknęli. Ale dzięki temu, że nasze młode urodzą się z ciebie, to będą odporne na magię!
Po kilku minutach Hermiona poczuła, że coś się w niej dzieje. Jej brzuch zaczął niespodziewanie się powiększać. Czuła, jak w środku coś się rusza.
- Proszę… uwolnijcie mnie… muszę iść… do szpitala…
Impy oddaliły się, nie zwracając uwagi na coraz głośniejsze i bardziej histeryczne krzyki Hermiony. Rozłożyły się niedaleko i zaczęły coś jeść. Hermiona patrzyła z przerażenie, jak jej brzuch rośnie. Działo się to tak szybko, że wydawało się to niemożliwe. Niedługo już miała brzuch jak kobieta krótko przed narodzinami. Czuła jak to coś w środku się rusza i kopie.

- Nie… nie… aaaaahhhh!!!! – krzyknęła, gdy poczuła, że zaczyna się poród. Kopała nogami, wrzeszcząc z bólu, gdy to coś przesuwało się w niej. Kałuża wód płodowych formowała się na ziemi. Impy wstały i podeszły bliżej. Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze i pełne bólu, im bliżej był finał. Wreszcie, napinając wszystkie mięśnie, udało jej się. Zamknęła oczy, żeby nie patrzeć na to coś, co leżało na ziemi między jej nogami.

Impy podniosły młode i przysunęły do jej piersi. Hermiona nawet nie zauważyła, że jej piersi urosły, a delikatne, niebieskie żyłki widać było pod skórą. Mały imp wiedział instynktownie chyba co robić i przyssał się do jej sutka. Hermiona jęczała, kiedy mały imp, mniejszy nawet od jej piersi, spijał jej mleko.  Czuła się taka słaba. Zaraz potem, gdy imp skończył, kolejne potworki ustawiły się do kolejki między jej nogami. Nikt już ich nie trzymał, bo Hermiona nie miała już siły stawiać opór, kiedy kolejne impy brały ją. Jęczała tylko cicho za każdym razem, kiedy kolejne spuszczały się w środku. Tego wieczora urodziła jeszcze trzy kolejne małe. Potem straciła przytomność. Impom to nie przeszkadzało.

Kiedy się obudziła, siedziała dalej przywiązana do drzewa, naga i cała obolała. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ale pewnie sporo, bo na niebie świeciło słońce. Sznur na jej rękach zdążył się poluzować. Rozwiązała go i wstała, powoli zbierając kawałki jej podartych ciuchów. Wiedziała, że musi wrócić do szkoły i ostrzec wszystkich. Zataczała się, wszystko ją bolało. Szła na bosaka. Kiedy po godzinie udało jej się wyjść z lasu, zatrzymała się, żeby odpocząć, a potem szybko, jak tylko mogła, pobiegła w kierunku szkoły. Ale kiedy tam dotarła…

Szkoła była zrujnowana. Hogwart leżał w gruzach, a między kawałkami ruin leżały martwe ciała uczniów i nauczycieli. Kiedy szła przez gruzy, nie wierząc w to co widzi, zauważyła też leżące w kilku miejscach trupy impów. Było ich dużo, ale ze szkoły nie zostało nic. Zauważyła, że wśród zabitych nauczycieli nie było kobiet. Zrozumiała. Było już za późno. Kraj był już stracony, a z nim pewnie Ziemia. I to przez nią. Mogła tutaj tylko siedzieć i płakać nad światem, który właśnie się skończył. Z daleka słyszała krzyki i jęki. I wtedy poczuła, że coś kopie w jej brzuchu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz