czwartek, 7 czerwca 2012

(Soul Calibur) Miecz


Na razie krótko, ale planuję na ten miesiąc coś dłuższego.

Tytuł: Miecz
Z: "Soul Calibur"
Rating: NC-17

Przeszyty na wylot mieczem Sophitii, Nightmare padł na ziemię. Kawałki jego zbroi rozsypały się wokoło z chrzęstem, a miecz wypadł z ręki. Ostrze potoczyło się po kamiennej podłodze w kierunku krawędzi tarasu. Blondynka skoczyła, ślizgając się po podłodze i w ostatniej chwili udało jej się złapać ostrze Soul Edge, zanim ten spadł w przepaść. Wiedziała, że gdyby tam spadł, to pewnie szybko znalazłby go ktoś inny i znowu wszystko zaczęłoby się od początku. Musiała dokończyć zadanie i zniszczyć przeklęty miecz. Podniosła go i spojrzała. Szeroka rękojeść świeciła czerwonym światłem, a znajdujące się w jej środku oko patrzyła na blondynkę uważnie. Patrzyło prosto w jej oczy. Sophitia odwróciła się. W tym oku było coś niedobrego.

Nigdy w życiu się nie bała, walczyła z najpotężniejszymi przeciwnikami i pokonywała ich bez trudu. Nikt kto stanął na jej drodze, nie pokonał jej. Ale było coś w tym mieczu, co ją niepokoiło. Widziała, co się stało z tym, który nosił go poprzednio. Nie mogła dopuścić do tego, żeby się to na nowo powtórzyło. Oddychała ciężko, zmęczona długą walkę, jej piersi podnosiły się i opadały, osłaniane przez cieńką, lnianą tunikę. Wstała i trzymając cały czas w rękach miecz, skierowała się w kierunku kamiennego stołu. Położyła na nim przeklętą, żywą broń. Wróciła po swój miecz. Ale gdy wyciągała go z ciała Nightmare, okazało się, że miecz jest pęknięty. Miała w rękach tylko mały ułomek z rękojeścią. Tym nie mogła zniszczyć Soula.

Wróciła do stołu. Oko jarzyło się i poruszało szybkimi ruchami. Sophitia powoli sięgnęła po rękojeść. Zastanawiała się, jak zniszczyć coś takiego. Musiała znaleźć jakiś przedmiot. Ale w takim razie nie mogła zostawić tego tutaj, bo na pewno ktoś inny by go zabrał. Gdy zacisnęła dłoń na rękojeści Soula, poczuła coś dziwnego. Jakby dreszcze, prąd przeszedł przez jej ciało, od włosów do stóp.  Szarpnęła się odruchowo, czując się nieprzyjemnie. Rękojeść świeciła się. Miecz stał się jakby cięższy. Musiała go złapać dwiema rękami, inaczej by wypadł na ziemię. Kiedy druga dłoń zacisnęła się na metalowej rękojeści przeklętej broni, Sophitia poczuła coś dziwnego. Nie mogła puścić miecza. Starała się oderwać od niego palce, ale nie mogła. A Soul robił się coraz cięższy. Blondynka była zmęczona walką. Nie mogła dłużej utrzymać się na nogach, upadła na kolana, trzymając cały czas przed sobą przeklęty miecz.

„Puszczaj!” – krzyknęła, a jej głos słychać było w echu w ścianach świątyni. Miecz nie miał zamiaru jej zostawić. Poruszył się jakby lekko, wsuwając się między jej duże piersi. Sophitia poczuła nieprzyjemny, zimny dotyk metalu. Zadrżała, ale jej piersi uniosły się, a sutki zesztywniały. Oko jakby lekko wybrzuszyło się, dotykając jej ciała, a wtedy poczuła ciepło. W miejscu, gdzie oko jej dotykało, było jakoś dziwnie ciepło i przyjemnie.

„Oh!” – pojedyncze westchnienie wyrwało się z jej ust. Materiał tuniki lekko zsunął się z jej piersi. Sophitia starała się wstać, ale nie mogła. Dolna część rękojeści prawie dotykała jej majtek. Coś dziwnego krążyło w jej głowie, jakby dym albo mgła okrywały jej myśli. Nie mogła ich zebrać ani myśleć logicznie, czuła się jakby śniła. Gdy dolna część rękojeści dotknęła jej majtek, Sophitia jęknęła głośniej. Jej ręce same z siebie przyciągnęły miecz bliżej, przyciskając go do jej spoconego, drżącego ciała. Czuła rozkosz, taką dziwną i niebezpieczną. Wiedziała, że dzieje się coś złego, ale nie mogła tego zatrzymać. Oko na rękojeści świeciło się jasno. Przyciśnięty do piersi Sophitii miecz stał się jeszcze cięższy, greczynka upadła na ziemię, przyciśnięta jego ciężarem.

„Ratuuuunkuuuu!” – krzyknęła. Zimne, stalowe ostrze przygniatało ją. Rękojeść znajdowała się między jej nogami. Nie mogła jej wypuścić ani wyrzucić. Gdy się poruszała, miecz ocierał się o jej ciało. Ciemna, mroczna moc wypełniała powoli jej umysł. Sophitia krzyczała coraz głośniej, ale nikt nie słyszał jej błagania o pomoc. Była sama. Powoli jej krzyki zmieniały się w jęki.

„Ohhhhhh! Ohhhhh!” – jęczała, gdy zimna rękojeść ocierała się o jej majtki, następnie rozdarła cieńki, biały materiał i dotknęła jej cipki. Fala rozkoszy przeszła przez nią, krople wilgoci błyszczały na mieczu. Delikatnie uniosła usta i pocałowała metalowe ostrze, które znajdowało się nad nimi. Poruszała rękami, masturbując się rękojeścią Soula. Było jej coraz lepiej a im więcej rozkoszy czuła, tym mniej myślała o reszcie. Oko miecza błyszczało, czując jak przejmuje powoli kontrolę nad nią.

„Aaahhhhhhh!!!!!” – jęknęła głośno Sophitia, doprowadzona do orgazmu. Wyprężona na kamiennej podłodze, oddychała szybko, ale nie mogła się powstrzymać przed dalszym używaniem miecza w tym celu. Jej rozgrzane ciało ulegało diabelskiej pokusie, której nie mogła się oprzeć. A cały czas czuła, że robi źle. Powoli o tym zapominała. Kolejny orgazm sprawił, że wydała z siebie jeszcze głośniejszy jęk. Ciężko oddychając, wstała. Trzymała Soula w jednej dłoni, znowu ważył tyle co kiedyś. Podeszła do kamiennego ołtarza. Zdjęła swoją białą, lepiącą się do jej spoconego ciała tunikę. Wzięła miecz i wsunęła jego rękojeść głęboko między swoje nogi. Fala mrocznej energii ogarnęła ją. Teraz już nie krzyczała i nie protestowała. Wsuwała i wysuwała miecz, czerpiąc z tego przyjemność jakiej jeszcze nie czuła. Rękojeść była cała mokra od jej soków.

Kiedy rankiem wyszła z pradawnej świątyni, była ubrana w obcisły, skórzany strój, nabijany gwoździami. W dłoni trzymała przeklęty miecz. Zeszła z gór na dół, a jej drogę znaczyły spalone wioski i zamordowani ludzie. Już wkrótce świat miał zacząć się bać nowej, najgroźniejszej władczyni przeklętego miecza, której nikt nie mógł pokonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz