czwartek, 7 czerwca 2012

(Black Lagoon) Różowa Laguna


Jedna z moich ulubionych serii, czyli "Black Lagoon". Krótka historyjka o Revy i pewnym sprzedawcy.

Tytuł: Różowa Laguna
Z: "Black Lagoon"
Postaci: Revy
Rating: NC-17
Uwagi: Self Insertation

Życie człowieka może go rzucić w różne strony. Tak było ze mną. Po tym, jak pieprznąłem w cholerę studia w Manili, wałęsałem się por óżnych, mniej lub bardziej podejrzanych miejscach, nigdzie nie mogąc posadzić tyłka na tyle długo, aby mu było tam wygodnie. W końcu los rzucił mnie do Roanapur. Traf chciał, żebym akurat wałęsając się ulicą trafił na kartkę.Wisiała na drzwiach jakiejś budy i głosiła „Przyjmę sprzedawcę do sklepu”. Nie miałem ani grosza przy dupie, więc poszedłem. Miły, starszy pan Wong wyraźnie się ucieszył, gdy mnie zobaczył. Spytałem, co za towar mam sprzedawać.
- Puszki, konserwy i napoje – powiedział, po czym nagle wyprowadził mnie na zaplecze tej swojej budy. Na półkach leżały magazynki z amunicją, pistolety, wisiało też kilka karabinów, a na podłodze zauważyłem rusznicę przeciwpancerną.
- To jest towar specjalny – powiedział, a ja poczułem, że chyba jednak nie podoba mi się ta robota. Sklep nie miał żadnych zabezpieczeń,a na zapleczu leżał arsenał dla batalionu wojska.
- Bałałajka nas chroni, więc nie ma się czego bać –powiedział pan Wong, widząc mój brak entuzjazmu. Po czym wymienił proponowaną zapłatę. Co za diabeł ta cała Bałałajka, tego dowiedziałem się po czasie. Ruscy mafiozi, którzy trzymają okolicę w garści. To mnie ostatecznie uspokoiło.Wziąłem tą robotę. Od tej pory dni były dość nudne. Stałem za ladą,sprzedawałem głównie zwyczajny towar, a od czasu do czasu przychodzili klienci na specjalny stuff. Łatwo ich było poznać, bo z takimi gębami raczej nie kupuje się skondensowanego mleka czy konserw. Zachowywali się grzecznie i nie sprawiali kłopotów, choć mogli przecież wziąć wszystko siłą. Wygląda na to, że powieszona na ścianie bałałajka, znak tego, kto ochrania sklep, działała niezawodnie.
To był chyba poniedziałek. Bolała mnie jeszcze nieco makówka po imprezie, otworzyłem właśnie sklep i siadłem za ladą, gdy ktoś kopnął drzwi i wszedł do środka. Podniosłem wzrok. Kobieta. Ciemnorude włosy związane w kitkę, obcisła, kusa bluzka i niezły cyc pod nią, dziwny tatuaż na ramieniu.Wzrok instynktownie powędrował niżej, podziwiając długie nogi, zwieńczone ciężkimi trepami. Miała na sobie krótkie, dżinsowe szorty. Głośno człapiąc tymi swoimi buciorami, podeszła do lady. Pewnie nie przyszła po mleko dla dziecka.
- Dwie paczki pestek do Beretty 92, synek – powiedziała,opierając się o ladę. Jej piersi wisiały na wysokości moich oczu a ja nie miałem ani siły ani ochoty ruszać się z miejsca. Wolałbym tak siedzieć i patrzeć na te dwa poruszające się cuda, ale nie było wyjścia. Poszedłem na zaplecze i po chwili wróciłem z dwiema paczkami amunicji. Położyłem je na ladzie i podałem cenę.
Dziewczyna przez dłuższy czas gmerała w kieszeniach spodni,ale po chwili przestała. Sięgnęła po naboje.
- Zapomniałam keszu, zapłacę innym razem – powiedziała.
- Nie dajemy na kredyt – odpowiedziałem spokojnie.
- A może jednak? – w tej chwili mojego czoła dotknęła lufa jej pistoletu. Cholera, byłem za młody, żeby ginąć, a ta cycata desperado wyraźnie nie żartowała. Może była nietutejsza?
- Bałałajka upomni się o pieniądze – odpowiedziałem, czując jak pot zalewa mi czoło. Byłem cholernie głupi, ale jakoś wzięło mnie na zgrywanie bohatera. Tak suka była  kurewsko ładna,ale mogła mnie wykończyć jednym ruchem palca.
- Bałałajka? – pistolet odsunął się od mojego czoła. Czyżby podziałało? Ale nagle usłyszałem coś innego. Śmiech. O kurwa...
- Ty mi grozisz Bałałajką, synek? – roześmiała się – Mi? Ty wiesz, kim ja jestem?
„Dupcią, którą chętnie bym wyjebał”, pomyślałem, ale oczywiście nie powiedziałem tego głośno. Denerwowało mnie, że mówi mi per „synek”,choć nie była ode mnie raczej starsza.
- Nie – odpowiedziałem. Pan Wong uczył, że gdyby coś takiego się zdarzyło, trzeba zachować spokój – Ale wiem, kim jest Bałałajka i co z tobą zrobi, jeśli mi nie zapłacisz.
Zmierzyła mnie wzrokiem. „Kurwa, kurwa, kurwa… zaraz mnie zabije” – pomyślałem. Co mnie popierdoliło, żeby grać bohatera? Niech bierze te naboje i spierdala, ja chcę żyć…
- Masz jaja, synek – powiedziała, chowając giwerę do kabury.Odetchnąłem z ulgą i sięgnąłem po amunicję, chowając ją pod ladę.
- Skoro nie dasz na kredyt, to muszę ci zapłacić, co? –powiedziała, przeskakując na drugą stronę lady. Choroba, w co ona grała? Już myślałem, że to po wszystkim a teraz stała przede mną, ledwie kilka cali.Czułem jej oddech. Pachniał tanimi szlugami.
- No coś się tak spyniał, laski nie widziałeś? – spytała – A może jesteś ciota? Wolisz facetów?
- Kurwa mać, nie! – bardzo mnie wkurzało, gdy ktoś negował moją męskość.
- No to bierz synek zapłatę – powiedziała, jednym ruchem ściągając z siebie obcisłą bluzkę.
Pocałowałem ją. Jebać zapach szlugów, miała usta pierwsza klasa. Nasze języki szybko się ze sobą połączyły. Moje ręce powędrowały ku tym cyckom, masując te dwa cudowne, ciepłe wzgórza. Czułem, że sama była nagrzana.Jej suteczki sterczały, gdy tylko ich dotknąłem, a gdy zacząłem je pieścić,zaczęła cicho jęczeć. Przerwała po chwili pocałunek i zsunęła się pomiędzy moje nogi, rozpinając mi portki i wyciągając mojego członka. Oczywiście, był już sztywny i gotowy. Ujęła go w dłonie, masując powoli, po czym objęła go swoimi wargami,stopniowo biorąc go do środka. Jej palce pieściły moje jaja. Głaskałem ją pogłowie, gdy robiła mi laskę. Była dobra, niech to. Zmieniała tempo i sposób,ssała, lizała, brała głęboko, aż dotykałem jej gardła. Na chwilę go wyjęła,żeby zaraz potem wylizać mojej jaja. Niebawem znowu miała go w ustach.Wyprostowałem się i zacisnąłem na jej głowie dłonie, dochodząc w jej ustach.Chwilę trwało, zanim wszystko połknęła.
Wstała, a te piersi wciąć falowały, hipnotyzując mnie.Położyła się na ladzie, a ja całowałem je, pieszcząc i liżąc jej rozgrzane ciało. Dłońmi rozpiąłem pasek w jej szortach i ściągnąłem je na dół. Majtki poszły następne. Była mokra, co mnie nie dziwiło. Pieściłem ją powoli, nie chcąc, żeby za szybko była gotowa. Lizałem jej płaski brzuszek, po czym zsuwałem się niżej i niżej. Delikatnie wsunąłem język między płatki jej kobiecości, a jej pełne rozkoszy jęki świadczyły, że rzeczywiście to lubi.
- Wsadź mi… no dalej… - jęknęła, ale nawet w tym jęku była nuta rozkazu.
Ja też nie mogłem i nie chciałem już dłużej czekać. Wszedłem w nią z całą siłą, brutalnie i mocno. Widać było, że jest doświadczona i nie ma się z nią co cackać. Wchodziłem w nią mocnymi, posuwistymi ruchami.Przyciągnęłam mnie do siebie, obejmując rękami i nogami, jej piersi ocierały się o mnie, a nasze języki znów się spotkały. Oboje byliśmy spoceni i rozgrzani, rytm zaś przyspieszał. Jej paznokcie niemal drapały moje plecy.Czułem, jak kopnęła gdzieś w kąt te swoje trepy.
- Szybciej… - szeptała mi do ucha.
- Klient nasz pan – odpowiedziałem, przyspieszając, czułem że niebawem dojdę. Starałem się wytrzymać dłużej, tak, żeby ona mogła dojść razem ze mną. Jej cipka zaciskała się na moim penisie, wsysając go dosłownie. Nie trwało długo, nim doszliśmy.
- Ohhhhhhhhhh!!!! – w jej głosie nie było już tej niedawnej arogancji, była czysto kobieca namiętność i rozkosz. Wystrzeliłem w nią całym ładunkiem, wypełniając jej ciasną cipkę po brzegi moim nasieniem. Wyszedłem z niej po chwili. Leżała, oparta o ladę, oddychając miarowo i ciężko.
- Nieźle, synek… - powiedziała, wstając – Widzę, że rzeczywiście masz w tym sklepiku niezłe działa.
- Zawsze do usług – powiedziałem, podając jej szorty. Siadła na ladzie, ubierając się, a ja wciąż podziwiałem to zjawiskowe ciało. W końcu wsunęła i bluzkę, która kleiła się do spoconego ciała. Jej cycki prześwitywały przez ciemny materiał.
- Rozumiem, że pestki opłacone – spytała.
- Naturalnie – to, co przeżyłem, warte było tych dwóch paczek.
- Wpadnę tu jeszcze kiedyś. A przy okazji, jak masz na imię?
- Marc – odpowiedziałem, zadowolony, że wreszcie przestała mówić do mnie „synek”.
- Bywaj Marc – pocałowała mnie raz jeszcze, po czym podeszła do drzwi – Pozdrowienia od Revy Two Hand z Laguny.
Wyszła, zostawiając mnie ze szczęką na podłodze. Tak,słyszałem o niej. Aż za dobrze. Ale cholera, gdybym wiedział, kim jest, nawet nie próbowałbym zgrywać chojraka, tylko na kolanach dałbym jej te naboje. A tak…zyskałem stałą klientkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz