czwartek, 7 czerwca 2012

(Neverwinter Nights) Ku mrocznej stronie


Pierwsze z opowiadań - propozycji, jakie dostałem na maila. Der87 poprosił o fika z Neverwinter Nights.

Tytuł: Ku mrocznej stronie
Z: "Neverwinter Nights"
Rating: NC-17

Aribeth siedziała przy szynku w jednej z luskańskich gospód. Przybyła tutaj trzy dni temu, wysłana w celu odnalezienia źródła zarazy, która straszliwie przerzedziła Neverwinter. Rudowłosa elfka nie miała jednak ochoty na nic. Nie trafiła nawet na najmniejszy ślad kultu. Nie szukała jednak specjalnie intensywnie. Nie miała w sobie siły ani wiary w to, co robiła. Od śmierci Fenthicka straciła wiarę w Tyra, w sprawiedliwość. Była zawsze jej posłusznym narzędziem tylko po to, żeby obserwować, jak jej ukochany zostaje zamordowany w imię sprawiedliwości.

Długo wtedy płakała. Pierwszy raz w życiu jej się to zdarzyło. Wzięła potężny łyk wina, żeby zapomnieć. Znała swoje rozkazy i wiedziała, że powinna je wykonać. Fenthick pewnie by tego chciał. W końcu to przez ten kult wszystko się zaczęło. Jutro, obiecała sobie, jutro się tym zajmie. Odsunęła pusty już dzban, szykując się, żeby wstać.
- Pozwolisz pani, że postawię ci kolejny dzban? – usłyszała nad sobą głos. Podniosła wzrok. Wysoki, potężny mężczyzna, którego łysą głowę przecinały trzy blizny, zostawione pewnie przez pazury jakiejś bestii. W pierwszej chwili miała ochotę kazać mu wynosić się, ale nie wyglądał na podrywacza. Widać było po nim doświadczenie.
- Proszę – powiedziała paladynka.
Po chwili na ich stole stał kolejny dzban rubinowego napoju. Oboje nalali sobie po kubku.
- Uprzedzam, jeśli liczy pan na łatwy podryw…
- Nie śmiałbym nawet o tym myśleć, mając przed sobą Aribeth de Tylmarande, słynną paladynkę z Neverwinter. Mój szacunek do ciebie pani, tylko jego chciałbym wyrazić.
-  To miłe… - Aribeth wzięła łyk – Czy mogłabym poznać pańską godność?
- Maugrim Korothir – skłonił się lekko. Wydawało jej się, że gdzieś już słyszała to imię.
- Ta blizna…
- Oh, to drobiazg. Pamiątka, którą kiedyś zostawił mi pewien smok. Noszę ją jednak z dumą. Większość wojowników po spotkaniu z tymi bestiami kończy w gorszym stanie.
- Walczyłeś ze smokiem?
- Tak pani. Jestem półorkiem, ale dołączyłem do grupki ludzi, którzy wyruszyli aby zdobyć skarb należący do bestii. Zwała się Sharazir i wydawała się łatwym celem. Przywykłem do nieufności ludzi, ale tamci traktowali mnie jak swojego. Kiedy więc doszło do walki, ja, silniejszy od nich, walczyłem w pierwszej linii. Zapłaciłem za to tym śladem. Bestia skonała. Niestety, następnego dnia, gdy obudziłem się, w naszym obozowisku nie było już nikogo. Moi towarzysze porzucili mnie, zabierając ze sobą skarby, które zdobyliśmy.
- Ludzie… oni są z natury niewdzięczni – odrzekła Aribeth.
- Wybacz, pani… ale ty całe życie walczyłaś w ich obronie?
- Tak, i teraz zastanawiam się, czy było warto. Czy nie zmarnowałam go na coś bezwartościowego.
- Przepraszam, nie powinienem był…
- Nie, bardzo dobrze, że to powiedziałeś, Maugrimie. Ja, ty… jesteśmy podobni. Wierzyliśmy, że ludzie będą z nami dobrze żyć. Oni tymczasem liczyli tylko na nasze zdolności. Ale nam nic w zamian za to nie dawali, za to przy pierwszej okazji… To okropna rasa.
- Ale żyjemy wśród nich…
- Wmówili nam, że powinniśmy żyć w pokoju. A my im uwierzyliśmy. Daliśmy się nabrać. Wiesz co, Maugrimie?
- Tak, pani?
- Przestań mówić tak do mnie. Wiesz, jak się nazywam.
- Tak, ale…
- To głupie, jak ci mówię na ty, a w zamian za to słyszę „pani”. Pijemy razem, więc to bez sensu. Mówi mi Aribeth.
- Tak… Aribeth.
- Od razu lepiej – Aribeth wzięła kolejny łyk wina – Wypijmy za nową znajomość.

Elfy mają mocne głowy. Aribeth nawet nie słaniała się, kiedy wspólnie z Maugrimem szli do jej pokoju. Sama go zaprosiła. Szukała zapomnienia w winie, ale nie mogła go znaleźć. Nieprzyjemne wspomnienia ciągle atakowały ją. Postanowiła więc poszukać go gdzie indziej. Weszli do środka. Ruda elfka zrzuciła płaszcz na ziemię, a potem dołączyła do niej jej słynna zbroja. Siedziała na skraju łóżka zupełnie naga.
- Długo każesz mi tu czekać? – spytała, wstając i podchodząc do Maugrima. Pomogła mu rozpiąć masywną skórznię, zdjąć metalowe naramienniki. Podziwiała jego potężne ciało, w wielu miejscach naznaczone bliznami. Zaraz potem przyciągnął ją do siebie ramieniem. Objął ją, a ich usta połączyły się w pocałunku. Aribeth czuła jego siłę. Jej piersi ocierały się o jego owłosioną klatkę piersiową. Choć miał w sobie więcej z człowieka niż z orka, dzika, pierwotna natura jego przodków dawała o sobie znać. Jego uchwyt był mocny, dominujący, a pocałunek dziki i brutalny, prawie miażdżył jej wargi. Nie miało to nic wspólnego z tym, co Aribeth do tej pory znała. Ale teraz pragnęła  tego. Chciała zatonąć w miłości, a Maugrim brał ją mocno, jakby była jego własnością. Całowała jego kark, zsuwając się coraz niżej, aż jej twarz znalazła się naprzeciwko jego potężnej, sztywnej męskości.
Był wielki, mogła się tego spodziewać. Ujęła jego włócznię w dłoń, powoli masując ją, od czubka po jądra. Pocałowała czubek, a następnie otworzyła szeroko usta, biorąc powoli jego penis do środka. Nabrzmiały od żył wsuwał się między jej wargi. Aribeth oddychała nosem, mając nadzieję, że da radę. Wiedziała, że inne rasy nazywały ten rodzaj seksu pogardliwie „Elfią miłością”, ale nie obchodziło ją to. Gdy był już cały w niej, zaczęła poruszać głową. Nawilżyła go śliną, dzięki czemu łatwiej przesuwała po nim swoje czerwone wargi. Po kilku minutach wyjęła, żeby starannie wylizać jego duże, owłosione jądra. Następnie ponownie wzięła go między wargi. Czuła, jak drży. Pewnie był niedaleko. Przyspieszyła rytm, czując jego dłoń wśród jej długich, rudych włosów. Maugrim mruczał. W pewnym momencie wyprostował się. Aribeth prawie zadławiła się pierwszą salwą, szybko wyjęła go na zewnątrz. Kolejne dwie wylądowały na jej twarzy i piersiach. Oddychał ciężko. Aribeth otarła twarz i piersi, wstając.
- Tak wielkiego jeszcze nigdy nie widziałam, Maugrimie. Pokaż mi, co potrafisz.
Wziął ją w ramiona i zaniósł do łóżka, układając na pościeli. Położył się na niej, rozsuwając jej nogi szeroko. Chociaż Aribeth nie była dziewicą, jękną nieco z bólu, gdy wchodził w nią. Członek półorka rozsunął płatki jej kobiecości i wszedł do środka. Maugrim starał się być delikatny, wiedział, że ludzkie i elfie kobiety mają problemy ze zbyt wielkimi przyrodzeniami u innych ras. Ale Aribeth sama wciągała go w siebie. Objęła go dłońmi, przyciskając jego ciało do siebie. Gładziła go, przesuwając palce wzdłuż licznych szram, które znaczyły jego ciało. Maugrim całował jej ramiona i kark, jego długi, ciepły język pieścił jej ciało, by potem dotknąć jej twardych sutków.
Zatapiając się powoli w rozkoszy, Aribeth zapomniała o wszystkim. Półork był wielki i silny. Gdy była w łóżku z Fethrickiem, ona zawsze dominowała. Tutaj role się odwróciły. To on narzucał tempo. Była jakby jego własnością. Ale nie był zwierzęco brutalny, tak jak orki. Dbał o nią, traktował ją jak kobietę, nie jak zdobycz. Pieścił jej piersi, całował ją, podczas gdy jego członek penetrował ją coraz głębiej. Cipka Aribeth zaciskała się na nim. Jej jęki wypełniły pokój.
- Jesteś wspaniały… Maugrimie – wyszeptała mu do ucha, gryząc je lekko. On w odpowiedzi przyspieszył, wchodząc w nią głęboko, tak głęboko jak tylko mógł. Drapała palcami jego plecy, wydając z siebie głębokie jęki. Jej głowa opadła na poduszkę, otoczona koroną rudych włosów. Trzymając ją Maugrim nadziewał ją raz za razem. Czuła, że niedługo dojdzie.
- Razem… - jęknęła – Dojdźmy razem.
Jego ryk połączony z jej niemal wilczym wyciem wypełniły pokój, gdy oboje doszli w tej samej chwili. Maugrim wypełnił ją swoim nasieniem po brzegi a gdy wyszedł, ostatnią salwę oddał na jej brzuch. Ciepłe nasienie zmieszane z jej miłosnymi sokami kapało spomiędzy jej nóg. Aribeth leżała, przytulona do jego piersi, a on gładził jej rude włosy. Tak dobrze nie czuła się jeszcze nigdy.
- Powiedz mi – spytał – czy pójdziesz za mną?
- Gdziekolwiek zechcesz, Maugrimie – odpowiedziała, całując go chwilę potem. Weszła na niego, siadając na jego potężnym ciele. Jego penis znowu sztywniał. Wprowadziła go w siebie. Maugrim oparł dłonie na jej biodrach. Aribeth zdjęła z palca pierścień, który otrzymała kiedyś od lorda Nashera. Z metalicznym brzdękiem potoczył się on po podłodze. Ujeżdżała Maugrima, czując się wolna, niezależna i silna jak nigdy wcześniej. Jego duże dłonie przesuwały się po jej ciele. Oddała mu się całkowicie. Czuła, że wreszcie znalazła bratnią duszę.

Tego samego wieczora, w podziemiach pod Luskanem, Aribeth leżała, rozciągnięta na zbroczonym krwią kamiennym ołtarzu. W pomieszczeniu było duszono od gryzącego, kadzidlanego dymu. Wokół ołtarza stało kilka zakapturzonych postaci, które mantrowały słowa w nieznanym języku. Nagie ciało paladynki Tyra było naprężone, między zęby miała wciśnięty drewniany kołek. Lśnił na niej pot. Maugrim podszedł. W okrytej grubą rękawicą ręce trzymał przedmiot, którego czerwony czubek dymił. Aribeth spojrzała mu w oczy i skinęła lekko głową. Maugrim opuścił metalowy przedmiot, dotykając nim jej prawej piersi. Wyprężyła się, gdy przez sekundę słychać było syk i czuć było odór palącego się mięsa. Zęby Aribeth wgryzły się w drewno, ale z gardła nie dobiegł nawet cichy jęk bólu. Wokół brodawki na jej prawej piersi widać było teraz wypalony symbol oka z trzema kapiącymi łzami. Upadła paladynka wstała, a Maugrim podał jej szatę, którą okryła ciało.
- Nie minie kilka miesięcy, a z Neverwinter nie zostanie kamień na kamieniu – powiedziała – Zapłacą mi za

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz