czwartek, 7 czerwca 2012

(Final Fantasy X) Zielony terror


Obiecana komuś historyjka z Final Fantasy X z Lulu.

Tytuł: Zielony Terror
Z: Final Fantasy X
Rating: Nc-17


Promienie słońca opadały szeroko na rozgrzany piasek plaży na nabrzeżu Besaid. Fale uderzały powoli z szumem, liżąc plażę. Na rozłożonym na piasku kocu leżała rozciągnięta, z przymkniętymi oczami Lulu. Była sama. W Besaid było cicho i spokojnie, bo Wakka razem z drużyną wyjechał na kolejne rozgrywki Blitzballa a Yuna i Rikku latały po świecie, szukając sfer. W takie dni jak ten, Lulu lubiła korzystać z uroków plaży, na której mogła być sama. Znalazła ten zakątek pewnego dnia. Był on trochę oddalony od wioski i żeby tutaj dojść, trzeba było przejść przez dżunglę, ale nie był to dla doświadczonej  czarodziejki kłopot. Małe, słabe potwory nie miały szans z jej czarami, nawet gdyby chciały ją zaczepić.

Czas mijał powoli i leniwie, Lulu korzystała z tego, że jest sama, przesuwając powoli dłonie po swoim lśniącym ciele. Wakki nie było już od tygodnia i trochę jej go brakowało. Jedna z jej dłoni zsunęła się pomiędzy jej nogi, czarnowłosa czarodziejka powoli pieściła swoją wilgotną cipkę. Drugą dłonią lekko drażniła stojące tardo brodawki piersi. Wspominała czasy ich wspólnej podróży, kiedy jeszcze był z nimi Tidus. Trochę nawet żałowała, że tak łatwo odstąpiła go Yunie, fajny był z niego chłopak. Może powinna była skorzystać z okazji? Wiedziała, jak na nią patrzył, szczególnie na początku ich podróży, bo potem więcej czasu poświęcał już Yunie. Jęknęła głośniej, czując, jak zbiera się w niej powoli rozkosz, gotowa, żeby wypełnić jej całe, powoli sztywniejące ciało.

Wiedząc, że jest sama, Lulu nie hamowała się. Czuła ulgę i przyjemność. Krótko po ślubie czuła się trochę winna, że robi to, chociaż mam męża, ale potem przestała mieć do siebie pretensje. Uprawiała seks z Wakką regularnie a masturbacja była tylko uzupełnieniem. Pozwalała jej realizować w głowie różne fantazje, o których oczywiście nikomu nie mogła mówić. Wyobrażała sobie, że Tidus jest przy niej, że całuje jej usta długo i namiętnie, że jego dłonie pieszczą jej ciało, dotykając ją wszędzie, rozpalając jej pożądanie powoli ale mocno. Że całuje jej kark, piersi, brzuch, że liże jej rozgrzaną cipkę. Że gładzi językiem jej nogi, klęcząc przed nią. Może jednak nie trzeba było oddawać go Yunie?

Głośny, przeciągły jęk dobiegł z jej ust, kiedy długi, piękny orgazm wypełnił ją, sprawiając, że jej ciało zesztywniało, żeby zaraz potem rozluźnić się i dać się unieść rozkoszy. Wzdychała głęboko, słysząc w uszach szum własnej krwi, fal i skrzek mew. Było jej naprawdę dobrze. To była jedna z tych przyjemności, które chowała dla siebie i o których nie mówiła nikomu, nawet najlepszym przyjaciółkom. Tu mogła być sama ze swoimi fantazjami.

Rozkosz w samotności przerwał jakiś odgłos. Lulu poderwała się z koca, unosząc głowę w kierunku zarośli. Mignęła między nimi jakaś sylwetka, za mała na potwora, za duża na zwierzątko. Człowiek? Widział ją? Ciągle tam był? Lulu zapięła szybko stanik i majtki. Zerwała się na nogi i ruszyła w tamtym kierunku. Jeżeli to był jakiś małolat z wioski, to obiecała sobie, że solidnie go ukaże. A może to tylko jednak jakieś zwierzę? Musiała to sprawdzić.

Jej bose stopy zeszły z ciepłego piasku i dotknęły chłodnej ziemi, w miarę jak coraz głębiej wchodziła w las. Widziała w oddali ruch, to musiała być ta sama postać. Szła powoli i ostrożnie, przygotowany miała prosty czar elektryczny, żeby powalić natręta ale nie zabić przypadkiem niewinnej osoby. Była coraz bliżej, kiedy nagle coś buchnęło jej w twarz. Chmura ciemnego dymu otoczyła jej głowę, dostając się do nosa i ust. Lulu kaszlała, czuła jak ciemnieje jej przed oczami a w głowie zaczyna się kręcić. Zrobiła krok do tyłu, czując, jak coraz trudniej jest jej utrzymać równowagę. Słaniała się.

Coś owinęło się wokół jej nóg, przewracając ją i szybko pociągając do góry. Lulu szarpała się, ale w takiej pozycji nic nie mogła zrobić, bo jej ręce wisiały do dołu. Słyszała szum pomiędzy roślinami, coraz głośniejszy. Już się domyślała, co to było. Nic nie widziała, oczy wydawały się być przysłonięte jakby ciemną mgłą. Nie mogła myśleć logicznie i spokojnie. To były typowe objawy ataku, jakim zwykle zaczynał walkę Malboro. Ale skąd taki potwór wziąłby się tutaj? Zwykle występowały tylko w kilku miejscach na Spirze.

Jednak to nie było w tym momencie największym problemem, jakiemu musiała stawić czoła Lulu. Oszołomiona czarodziejka była trzymana mocno, podczas kiedy cienkie macki zmierzały w jej stronę. Jedna z nich wsunęła się pod jej majtki, szarpiąc je tak, aż w końcu zerwała je. Druga zerwała jej stanik. Nagie ciało Lulu było teraz zupełnie niechronione. Dwie macki owinęły się wokół jej piersi, ściskając je mocno i drażniąc końcówkami czubki jej sutków. Lulu wiedziała, że te potwory polują przede wszystkim na kobiety. Nie mają samic i mogą się rozmnażać tylko przy pomocy samic innych gatunków.

Jęknęła głośno, gdy szeroka, gruba i śliska macka wsunęła się między jej nogi, rozszerzając je. Jej cipka była ciągle wilgotna i macka bez trudu wsunęła się do środka. Czarnowłosa czarodziejka jęczała przeciągle, kiedy jej ciało było napastowane przez zielonego potwora. Jednak po pewnym czasie jej jęki zostały stłumione, bo kolejna macka wpłynęła między jej czerwone usta, zatykając je. Śliski, zielony kształt wypełnił jej usta. Lulu w pierwszej chwili chciała go odgryźć, ale wiedziała, że jeżeli to zrobi, to pewnie zadławi się nim na śmierć. Nie mając wyjścia, musiała mu pozwolić robić to, co chciał.

Najbardziej bolały ją piersi, wokół których były owinięte dwie macki. Ściśnięte i związane jak szynka, unosiły się i opadały, a jej twarde sutki były cały czas bezlitośnie pieszczone, przynosząc Lulu niechcianą przyjemność i podniecając ją wbrew jej woli. Nagle poczuła, jak macka jej cipce sztywnieje, jakby robiła się grubsza. W szybkim spazmie wystrzeliła, wypełniając Lulu swoimi sokami. Czarodziejka wydała z siebie stłumiony jęk protestu, wiedząc, że właśnie wypełnia ją nasienie Malboro. Musiała coś zrobić, bo inaczej… Potwór wyszedł z niej, ale jej usta i piersi dalej były napastowane.

Lulu powoli odzyskiwała wzrok. Widziała rozmazany ciągle, duży, zielony kształt, przypominający kulę z wielką paszczą i rzędami macek. Ukryty między bujną roślinnością, pewnie byłby nawet nie do zauważenia, gdyby się nie poruszał. Ale teraz się poruszał. Lulu została opuszczona na ziemię, jej spocone, drżące ciało dotknęło zimnego mchu, który pokrywał leśne podszycie. Kolejne macki chwyciły ją za ręce, podnosząc trochę. Czuła jak jej piersi pieką i swędzą ją. Nagle zakrztusiła się, coś gęstego i lepkiego zaczęło wypełniać jej usta. Krzywiąc się, musiała połykać obrzydliwą ciecz, którą macka pompowała do jej ust. Chciało jej się rzygać, ale nie mogła, bo miała zatkane usta. Szarpała się w bezlitosnym uchwycie potwora. Gdy skończył, wysunął mackę z jej ust. Lulu starała się wypluć tyle ile mogła, ale większość już połknęła.

Klęcząc na ziemi, patrzyła na Malboro, który znajdował się naprzeciwko niej. Póki miała skrępowane ręce, póki nie mogła używać czarów. Czuła w środku nieprzyjemne mrowienie, coś się w niej działo, coś czego się bała. Mijały minuty, potwór nie robił jej już nic, poza dalszym gnieceniem jej dużych, obolałych już piersi. Lulu straciła już nadzieję na odzyskanie swobody, a kolejne ruchy wewnątrz jej ciała przerażały ją coraz bardziej.

Huk wystrzału obudził ją. Poczuła, jak jej zdrętwiała ręka opada swobodnie. Kolejny strzał zniszczył drugą mackę i druga ręka Lulu była wolna. Nie rozglądając się i nie zastanawiając się nawet, kto ją uratował, Lulu szybko podniosła ręce do czasu i rzuciła na Malboro najpotężniejszy z czarów ognia jakie znała. Potwór zawył głośno, kiedy magiczne płomienie szybko pochłonęły jego wielkie, ale delikatne ciało. Macki spadały na ziemię, zmieniając się w popiół. Piersi Lulu poczuły ulgę, kiedy zostały uwolnione z więżącego jej nacisku. Dopiero teraz czarodziejka spojrzała w kierunku z którego padły strzały. W jej stronę biegła Yuna, obok niej Rikku.

- Lulu! Lulu! – krzyczała Yuna – Nic ci nie jest?!
- Nie wiem… - Lulu powoli podniosła się. Była naga, wszystko ją bolało, a najbardziej piersi. Poza tym czuła się jakaś pełna. Yuna pomogła jej wstać, a Rikku szukała czegoś nerwowo w swojej torbie.
- Coś do ubrania… - powiedziała czarodziejka, patrząc na rozerwane na kawałki jej bikini – Ooughmmm…. Ouuuhhhhh!!! – jęknęła, chwytając się za piersi. Opadła na kolana, czuła jak jej sutki pieką. Chwilę potem strzyknęły strumykami ciepłego mleka.
-   Pij! – Rikku wyciągnęła z torebki butelkę i szybko przycisnęła ją do ust Lulu, wmuszając w nią jej zawartość. Mleko ciągle kapało z jej piersi, a Lulu czuła, że w jej brzuchu coś się porusza.
- Co to jest? – spytała Yuna.
- To mikstura Al Bhed, którą nasze kobiety używają, żeby nie zostać wykorzystanymi przez Malboro. Zabija to ich komórki. Może jeszcze zdąży zadziała, bo inaczej Lulu…

- Ougggmmmmmm!!!! Aahmmmmm! – czarodziejka padła na ziemię, wijąc się w spazmach bólu. Kolejne strumyki białego płynu wystrzeliły z jej piersi. Trzymała się za brzuch. Ale nic się nie działo. Mleko przestało po chwili kapać a ból minął.
- Zdążyłyśmy w ostatniej chwili… - Rikku otarła czoło.
- A gdybyśmy nie… ?
- Lulu musiałaby urodzić Malboro… moja mikstura zdążyła zabezpieczyć ją przed tym. Tylko teraz…
- Co takiego?
- No, ona będzie musiała… to z siebie…
Lulu, która zdążyła już wstać, nagle poczuła jak się czerwieni, a z jej brzucha dobiegł donośny odgłos. Złapała się za brzuch i szybko pobiegła w krzaki.
- Ojej – powiedziała Rikku – lepiej ją teraz zostawmy, bo to pewnie szybko się nie skończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz