czwartek, 7 czerwca 2012

(Twórczość Własna) Taniec


A dziś następny własny tekst, ale czuję, że niedługo znowu wrócę do fanfików.

Tytuł: Taniec
Rating: NC-17

Audilia oparła się o mur, patrząc na wiszący na niebie księżyc. Jasnowłosa dziewczyna stała oparta o ścianę gospody, z której słychać było coraz głośniejsze okrzyki, przemieszane z pijackimi przyśpiewkami. Kompania najemników, do której należała wojowniczka, bawiła się w najlepsze. Ona jednak wypiła trochę wina i miała dość, wyszła więc na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Chłodne, nocne powietrze było dużo przyjemniejsze niż duszne wnętrze gospody.

Była z nimi od pół roku, nie jedno widziała. Zabiła wielu ludzi, zawsze to robiła, kiedy jej płacono, tak jak innym. Nie przejmowała się tym, bo wyznawała zasadę, żeby lepiej zabić, niż być zabitą. Nie wiedziała, czy potrafiłaby powiedzieć o sobie, że jest dobra. A może zła? Pewnie dla swoich ofiar – tak. Ale to byli wojownicy, tacy jak ona, każdy z nich wiedział, że podczas walki może zginąć. Szła sama ulicą miasta, zastanawiając się nad tym wszystkim. Wieczór sprawiał, że coraz mniej ludzi było dookoła. Nagle usłyszała czyjś zduszony krzyk dobiegający z zaułka. Odwróciła się odruchowo. W małej, wąskiej uliczce dwóch mężczyzn szarpało się z dziewczyną, próbowali ją związać i zakneblować. Dziewczyna broniła się, ale nie miała dużych szans z silniejszymi od siebie. Jeden zdążył już wepchnąć jej knebel do ust.

I wtedy padł na ziemię, bo coś ciężkiego uderzyło go w głowę. Jego towarzysz odwrócił się i zobaczył stojącą niedaleko Audilię z mieczem w ręce. Szybko wyjął z za pasa długi, zakrzywiony sztylet. Dziewczynę, którą usiłował związać, pchnął na ziemię. Zaatakował wojowniczkę szybko, zadając cios na wysokości szyi. Ale jego sztylet przeciął tylko powietrze. Zaraz potem słychać było chrzęst łamanej kości, kiedy Audilia zamknęła uchwyt wokół jego ręki, łamiąc ją jednym ruchem. Sztylet spadł z metalicznym brzdękiem na ziemię. Mężczyzna wrzasnął z bólu, ale silne uderzenie w głowę odebrało mu przytomność. Wojowniczka podeszła do ich ofiary i pomogła jej się uwolnić.

- Proszę… pomóż im! – krzyknęła dziewczyna, kiedy tylko wojowniczka wyjęła knebel z jej ust – porwali moje przyjaciółki!
- Spokojnie, powiedz mi co się stało.
- Byłyśmy we trzy… moje dwie przyjaciółki, Lorina i Alena zostały przez tych zbirów porwane. Zabrali je do swojego obozu. Mają go za miastem, niedaleko! Mnie też chcieli, ale udało mi się uciec… gdyby nie ty…

Audilia spojrzała na pokonanych. Mieli ciemną skórę, jakby w kolorze drewna hebanowego. Pewnie pochodzili gdzieś ze wschodu. Ich sztylety też nie przypominały tutejszej broni. Zastanowiła się. Słyszała o przypadkach, że takie podróżujące plemiona porywają ludzi, żeby ich sprzedawać jako niewolników w dalekich stronach. To właściwie nie była jej sprawa, a dziewczyna nie wyglądała na taką, która by była w stanie zapłacić. Ale pomyślała o tym, nad czym się zastanawiała wcześniej. Pomóc takim ludziom to na pewno coś dobrego. Na resztę kompani nie mogła liczyć, wszyscy byli już pijani w sztok.

- Gdzie jest ten obóz?
- Jak wyjdziesz główną bramą, to na północ, pewnie będzie widać dym z ognisk.
- Dobra, wracaj do domu. Ja się tym zajmę.

Zanim dziewczyna zdążyła podziękować, Audilii już nie było. Biegła, bo spieszyła się, żeby zdążyć przed zamknięciem  bramy miejskiej. Po drodze zastanawiała się, czy to co robi ma sens, bo nie wiedziała przecież ilu jest tych ludzi, jak są uzbrojeni i gdzie trzymają porwane dziewczyny. Postanowiła się rozejrzeć i sprawdzić, a jeżeli będzie w stanie pomóc, to tak, postara się je uratować. Na szczęście brama była jeszcze otwarta, i wojowniczka szybko wybiegła poza miasto. Biegnąc cały czas drogą, widziała daleko kilka dymów, pewnie z ognisk. Na drodze był las, co ją ucieszyło, bo dzięki temu mogła niezauważenie dla nikogo podkraść się do obozowiska.

Gdy znalazła się już w krzakach tuż przy obozowisku, wyjrzała. Na dużej polanie stało kilka wozów. Po środku paliły się ogniska, przy których siedzieli i bawili się ludzie. Już z daleka poznała, że przypominają tamtych z miasta. Czyli była na dobrym tropie. Walczyć ze wszystkimi nie było sensu. Postanowiła to rozegrać inaczej. Podkradła się do pierwszego z wozów. Nie było przy nim nikogo. Ale i w środku było pusto. Lekko pchnęła drewniane drzwi i weszła do środka. Wtedy zobaczyła dużą skrzynię, z której dobiegła jakiś dźwięk. Nie tracąc czasu, przecięła mieczem łańcuch i podniosła wieko. W środku leżała związana i zakneblowana młoda dziewczyna, która nie wyglądała jak jedna z nomadów. Dając jej znak, żeby była cicho, Audilia pochyliła się nad nią, rozwiązując jej więzy. Nagle dziewczyna zaczęła się szarpać.

- Mówiłam, żebyś była spokojna, bo… - wojowniczka instynktownie wyczuła jednak problem i odwróciła się. Za nią stało dwóch mężczyzn z nożami. Zaklęła cicho. Z cichego załatwienia sprawy wyszły nici.

Pierwszy z nich wyleciał na zewnątrz bez ręki, wrzeszcząc przeraźliwie. Drugi usiłował się bronić, ale wypadł z wozu z wielką dziurą w brzuchu. Oczywiście, hałas sprawił, że wszyscy wokół ruszyli w tamtą stronę. Gdy Audilia wyszła z wozu, wokół wejścia stał tłum mężczyzn i kobiet. Część była uzbrojona. Wojowniczka podniosła zakrwawiony miecz i zrobiła krok do przodu. Tamci cofnęli się. Nagle spomiędzy nich wyszła stara, zgarbiona kobieta. Trzymała w dłoni jakiś przedmiot. Wojowniczka spojrzała na to, była to kulka na sznurku, która poruszała się powoli… bardzo powoli…
- Patrz… patrz… - słyszała w uszach szept kobiety, który nagle zaczęli powtarzać wszyscy. Próbowała, ale nie mogła oderwać oczu od dziwnej, wirującej na sznurku kulki. Jej cały świat skurczył się do tego niewielkiego przedmiotu. A potem zamknęła oczy…

Ognisko płonęło jasno. Na tle jego migoczących płomieni tańczyła Audilia. Nie miała już na sobie skórzanej zbroi i wysokich butów z cholewami, które zwykle nosiła. Jej nagie ciało zakrywała lekka, zwiewna tkanina, przez którą doskonale widać było jej młode, piękne ciało. Na jej szyi wisiało kilka par kolorowych korali. Na nadgarstkach miała metalowe obrączki z dzwonkami, które wydawały dźwięk za każdym ruchem. Podobne znajdowały się na jej kostkach. Jej uszy przekłute były dużymi, okrągłymi kolczykami. Skąpa opaska biodrowa zakrywała jej łono.

Nagie stopy wojowniczki poruszały się delikatnie po nagiej ziemi w rytm wybijany przez bęben, w który uderzał jeden z nomadów. Jej uda i piersi falowały wraz szybkimi, pełnymi gracji i wdzięku ruchami. Wiedziała, że na nią patrzą. Czuła ich oczy prześlizgujące się po jej ciele. Ale nic nie mogła zrobić. Była świadoma tego, jak zabierają jej broń, strój, jak tamtą dziewczynę znowu wpychają do skrzyni, a ją samą przebierają. A potem kazali jej tańczyć. Auduilia nigdy nie potrafiła tego robić. Była zdziwiona, jak jej ciało samo zaczęło słuchać rytmu bębna, kołysząc się i wyginając lubieżnie, nie ukrywając żadnego z jej wdzięków przed oczami zgromadzonych. Palce Audilii przesuwały się po jej nagiej skórze. Materiał opaski ciasno wpijał się między jej nagie pośladki.

Było w tym coś perwersyjnego, niemoralnego, ale słowa tej starej kobiety były dla niej rozkazem. Ktoś przyniósł jej miecz i wbił go w ziemię przed Audilią. Wojowniczka wyczytała z oczu kobiety rozkaz. Patrzyła z niedowierzaniem na rękojeść. Nie chciała tego robić, ale nie miała wyboru. Podeszła do swojego własnego miecza, oblizała wargi i płynnym ruchem zrzuciła opaskę biodrową. Rozsunęła nogi…

Nie mogła powstrzymać jęku, kiedy zimna stal rękojeści rozchyliła jej wargi sromowe i wślizgnęła się do jej wilgotnego łona. Rytm bębna powoli przyspieszał, zmuszając wojowniczkę do szybkiego poruszania się do góry i w dół. Jej piersi podskakiwały z każdym ruchem. Nagie, spocone ciało robiło wszystko, żeby nadążyć. Otwierała szeroko usta, jęcząc coraz głośniej, kiedy robiła to. Chciała uciec, wyrwać ten miecz i zabić ich wszystkich, ale nie mogła. Musiała być absolutnie posłuszna. Dzwoneczki na metalowych obręczach dzwoniły cały czas. Rękojeść była już cała mokra od jej soków.

Gdy doszła, czuła, jakby wszystkie siły opuściły jej ciało. Siedziała na zimnej ziemi i patrzyła na sterczącą przed nią rękojeść miecza, która, pokryta jej sokami, błyszczała w świetle ogniska. Jednak na kolejne słowo swojej nowej pani, Audilia wstała. Do bębna dołączyły teraz skrzypce. Podeszła do stojącego najbliżej mężczyzny i bez słowa wpiła się w jego wargi, całując go mocno. Nomad odpowiedział na ten pocałunek, przyciągając ją do siebie. Jego ręce wędrowały po jej nagim ciele. Zaraz potem dołączyły do nich kolejne. Ktoś stał za nią i masował jej jędrne pośladki. Poczuła pocałunki na swoich plecach i karku, a potem czyjeś palce wsuwające się w jej ciągle wilgotne łono. Śniadoskórzy mężczyźni nie czekali długo. Czuła ich podniecenie, wiedziała, że sama była za nie odpowiedzialna.

Weszli w nią prawie na raz, z obydwu stron. Dziewczyna jęknęła, gdy dwa twarde członki spenetrowały jej ciało, ale nie okazała żadnego oporu. Poddawała się temu, co z nią robili, oddając się rozkoszy. Ich ręce do woli bawiły się nią, głaszcząc, pieszcząc i szczypiąc. Ich szorstkie języki zostawiały wilgotne, lepkie ślady na jej mlecznobiałej skórze. Czuła, jak palce ściskają jej twarde sutki, wykręcając je boleśnie. Muzyka grała szybko, tak jak jej dwaj kochankowie brali ją. Bolało ją zwłaszcza z tyłu, ale miała jak tego okazać. Kątem oka widziała ciągle swój wbity w ziemię miecz. Wiedziała jednak, że nawet gdyby mogła go dosięgnąć, nic by nim nie zrobiła. Była w mocy kogoś innego.

I szybsza i bardziej dzika była muzyka, tym szybciej w nią wchodzili. Dzwonki na obręczach dzwoniły jak szalone. W końcu wydała z siebie przeciągły jęk rozkoszy, gdy poczuła w sobie ciepło i rozkosz. Słyszała ich chrapliwe chrząknięcia i oddechy, gdy wypełniali ją. Muzyka ucichła. Przez chwilę słychać było tylko, jak Audilia przeżywa najmocniejszy orgazm w życiu. Zaraz potem muzyka zabrzmiała na nowo, a kolejni mężczyźni wzięli ją w objęcia. Płomienie wirowały w jej oczach, a dźwięk dzwonków wypełniał uszy. Nawet gdy klęczała na ziemi, otoczona mężczyznami, robiąc jednemu laskę a dwóch kolejnych obrabiając rękami, słyszała ten dźwięk. Nasienie wystrzeliwało na jej twarz, spływało z niej. Prawie zapomniała już kim jest, straciła dawną dumę. Nie było chyba milimetra jej ciała, którego by nie dotknęła tej nocy czyjaś ręka. Siedziała na kimś, robiąc loda innemu, a czyjeś ręce gniotły jej piersi. Wiele razy zmieniała pozycję, ale zawsze była otoczona przez chętnych mężczyzn. Domyślała się, że ich żony, siostry, kochanki są pewnie wokół, ale żadnej to nie przeszkadzało.

Gdy obudziła się późno następnego dnia, leżała na ziemi. Wokół nie było już wozów, tylko ślady zostały po ogniskach. Powoli podniosła się, czując w sobie wszystko, przez co przeszła nocą. Widziała swój miecz wbity w ziemię. Była naga, miała na sobie tylko te korale i obręcze z dzwonkami. Wiedziała, że zawiodła, że nie potrafiła uratować tamtych dziewczyn. Pamiętała, do czego ją zmuszono. Tak, pomyślała gorzko, tylko do tego się naddaję, do zabijania i ruchania. Do niczego dobrego. Wyjęła miecz z ziemi i spojrzała na jego ostrze. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna go wbić sobie w serce. Ale zmieniła zdanie. Przysięgła sobie, że odnajdzie tamte dziewczyny i uratuje je. Bez względu na cenę.

2 komentarze: